Powstanie chodnik do Mostów Berdychowskich. Miasto ogłosiło przetarg


„Ja nie mam co na siebie włożyć” – to zdanie zawsze aktualne, ale aktualne inaczej. Co oznaczało tuż po zakończeniu II wojny światowej? Było dosłowne – uczący się funkcjonować kraj ruszał z produkcją, czasopisma promowały przeróbki strojów w czasie powszechnych niedoborów, a darem niebios stawały się dary z UNRRA – zachodnia pomoc, której elementami były maszyny, zwierzęta gospodarskie, żywność czy odzież. Kobiety chodziły do krawcowych, inspirując się głównie modą paryską. Szybko jednak prasa zaczęła zwracać uwagę czytelniczek na Wschód, bardziej lub mniej subtelnie dając do zrozumienia, że zachodnia moda to niemoralny zbytek. Kobieta powinna być praktyczna.
Jak czytamy na początku książki:
„W 1949 roku czytelniczki Mody i życia praktycznego musiały dostrzec zmianę – pojawiło się więcej zdjęć Stalina i nagle okazało się, że nie ma już jednej mody, lecz dwie. Jedna to ta wymyślna, zachodnia, dla kobiet zamożnych i ubierających się wciąż inaczej z nudów, a druga to socjalistyczna, słowiańska, która stanowi dowód na to, że kobiety pracy są rozsądne, praktyczne i nie dają się zmanipulować projektantom z Paryża. (…) Jeżeli pozostaniemy przy wojennej nomenklaturze, możemy powiedzieć, że projektantki i projektanci byli swego rodzaju armią, nie zawsze szanowaną i najczęściej słabo opłacaną, walczącą o to, by polska kobieta nie przypominała kobiety sowieckiej.”
W Łodzi, od zawsze stanowiącej centrum przemysłu włókienniczego i tekstylnego, powstaje Dom Mody „Telimena”. Jego pierwotna nazwa to „Łódzkie Zakłady Odzieży Luksusowej” – wiadomo, ta nazwa nie mogła się ostać. Od 1957 roku „Telimena” organizuje pokazy mody, także dla kierownictwa sklepów, wyznacza trendy i wreszcie – bierze udział w modowej rewolucji.
O kulturze pięknych projektów i wybrakowanych tkanin, produkcji prima sort i felernych seriach produkcyjnych, przodownictwie pracy i artystycznych konceptach najwyższych lotów – o tym wszystkim jest właśnie ta książka. Książka o modzie musi jednak zawierać nie tylko historię, ale i samą modę. Tak właśnie dzieje się w tym przypadku. Bogato ilustrowana, zawiera zdjęcia i rysunki z katalogów i prasy, niekiedy także szwalni – czyli modowe życie od zaplecza. Gdyby życie w PRL-u chcieć opisać językiem krawca, powiedziałabym, że było szyte prowizoryczną fastrygą. Kolejna już książka Katarzyny Jasiołek pokazuje jednak, że były w nim elementy finezji i solidności jednocześnie – zupełnie jak spod igły.