Miał dostać na to zgodę władz palmiarni, zainwestował pieniądze, po czym dyrekcja miała wycofać się ze współpracy. Dyrektor palmiarni uważa, że nie może spełnić oczekiwań Szarwarka, bo nie pozwalają na to przepisy, na przykład dotyczące prowadzenia handlu w palmiarni. Między panami jest konflikt, który próbują rozwiązać: prokuratura i policja. Do ugody nie doszło też i w sądzie, bo pan Jerzy chce pracować wyłącznie w palmiarni.
Szarwark zażądał pomocy od urzędników, bowiem palmiarnia należy do miasta, ale jest samodzielną instytucją. Urzędnicy proponowali inne miejsca, gdzie Szarwark mógłby się realizować, ale on je odrzucił. Mężczyzna kilkanaście godzin siedział na schodach w holu urzędu. Włodzimierz Groblewski z Urzędu Miasta mówił, że nie będzie interwencji policji. Urzędnicy liczyli na to, że Szarwarkowi tak dokuczą niewygody, że sam zrezygnuje z te formy protestu.
Z mężczyzną przez kilka godzin rozmawiali negocjatorzy. Jeden z nich, Igor Łyko powiedział Radiu Merkury, że desperatowi złożono propozycję, nie chciał jednak zdradzić jaką. Teraz negocjatorzy czekają na odpowiedź. Dziennikarze nie byli wpuszczani do urzędu miasta. Od kilku godzin media nie mogły rozmawiać z desperatem.
Jerzy Szarwark jest plastykiem, jest niepełnosprawny od urodzenia, w ubiegłym roku ZUS odmówił mu renty. Wówczas wpadł na pomysł współpracy z Palmiarnią. Obecnie pozostaje bez środków do życia.