Jedną sekcję zleciła wtedy prokuratura, a drugą – niezależnie - opiekun tygrysa z ramienia burmistrza Śremu. Wyniki wydają się zbieżne.
Według opinii lekarsko-weterynaryjnej, która trafiła do Prokuratury Okręgowej w Poznaniu przyczyną śmierci tygrysa było "ogólnoustrojowe zakażenie bakteryjne przy współistniejącej niewydolności nerek". Prokurator Monika Turska-Nowak powiedziała nam, że tę opinię wydało poznańskie ZOO.
Swoje wyniki ma także burmistrz Śremu, który odpowiada za zwierzęta w Pyszącej. Tu czytamy, że "przewlekły stan zapalny nerek doprowadził do ogólnego osłabienia i zatrucia organizmu, a w dalszym etapie dołączyło zapalenie płuc, którego następstwem było zejście zwierzęcia". Te badania wykonał Ośrodek Rehabilitacji Zwierząt w Kątnej na Dolnym Śląsku, który badania laboratoryjne powierzył klinice patologii zwierząt w Berlinie.
Wiceburmistrz Śremu Bartosz Żeleźny uważa, że wyniki przeczą zarzutom, jakie padły w niektórych mediach, iż zwierzę zdechło z głodu, czyli z powodu złej opieki.
Władze Śremu i poznańskie ZOO są w konflikcie. ZOO żąda od Śremu pieniędzy za opiekę nad zwierzętami w Pyszącej w ubiegłym roku, gdy od prowadzenia hodowli – pod zarzutem jej nielegalności – odsunięto właściciela. Śrem płacić nie chce i jest gotów dowodzić swych racji w sądzie. Tygrys padł po zerwaniu współpracy władz Śremu i poznańskiego ZOO.
Opiekę nad zwierzętami spod Śremu sprawowało wtedy w imieniu burmistrza (i do dziś to czyni) prywatne ZOO z Łącznej (województwo dolnośląskie). W Pyszącej z ponad trzystu zwierząt różnych gatunków wciąż pozostają cztery duże dzikie koty. Śledztwo trwa, a hodowli od dziewięciu miesięcy pilnuje policja.