Nie miał badań lekarskich ani przeszkolenia BHP. W chwili wypadku był po wpływem alkoholu. Tego dowiedział się nasz reporter o 39-letnim mężczyźnie, który 17 lipca uległ wypadkowi w tartaku w Janowie koło Środy Wlkp. Śledztwo w tej sprawie prowadzi średzka prokuratura.
Mężczyzna zaczął pracę o ósmej. Około południa ze stojącej w tartaku naczepy stoczyły się na niego drewniane bale o wadze 300 kg każdy. Prokurator Marlena Migielicz opowiada, że potem, na życzenie poszkodowanego, szef zawiózł go do domu w innej wsi. Tam mężczyzna stracił przytomność, a wezwane pogotowie – nie zdołało mu pomóc. Teraz biegli medycy mają orzec, czy ofiara przeżyłaby, gdyby karetka została wezwana od razu na miejsce wypadku. Tadeusz Kiełpiński z Państwowej Inspekcji Pracy podaje, że mężczyzna został zatrudniony na ustną umowę-zlecenie do prac porządkowych. Ponieważ nie ma świadków samego wypadku inspekcja przyjmuje, że mężczyzna z własnej inicjatywy zabrał się za rozładunek przyczepy, która stała z opuszczonymi burtami, albo – że niezabezpieczone bale same stoczyły się na tego człowieka. Póki co prokurator bada wypadek pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci w połączeniu z artykułem o narażeniu pracownika na niebezpieczeństwo utraty życia.