Konkretne decyzje mają zapaść pod koniec miesiąca, kiedy we wszystkich województwach zakończą się ferie. Związkowcy powysyłali do dyrektorów szkół i przedszkoli pisma z żądaniami podwyżek - mowa o 1000 zł. Ci - zgodnie z przewidywaniami - odpisują że jest to niemożliwe. Zaskoczenia nie ma, ale wymiana takiej korespondencji jest konieczna, by można było wejść w spór zbiorowy.
W szkołach odbędzie się referendum strajkowe, mogą wziąć w nim udział wszyscy nauczyciele, nie tylko ci należący do związków. Jak ma wyglądać sam strajk i kiedy miałby się odbyć - nie wiadomo, Związek Nauczycielstwa Polskiego nie chce na razie na ten temat rozmawiać. Tymczasem Ministerstwo Edukacji Narodowej zapowiedziało podwyżki dla nauczycieli - w zależności od stopnia awansu zawodowego dostaną 122 zł do 166 zł brutto więcej. Nauczycieli ta propozycja nie satysfakcjonuje.
Dzieci są zakładnikami, bo dlaczego strajk nie odbywa się w czasie ferii lub wakacji.
Na egzaminy są już wydane pieniądze. Czy egzamin się odbędzie czy nie to i tak pieniądze są wydane. Gdyby egzaminy się nie odbyły, to zyskamy pieniądze, bo nie będzie trzeba płacić za poprawianie prac.
A jeśli chodzi o rzekome trudności w dostaniu się do liceum czy na studia ze wzgl. na niższą punktację? Trzeba zmienić kryteria oceniania przy rekrutacji.
Nauczyciele w tygodniu mają kilkanaście godzin zajęć. Zgoda, że pracują też w domu - poprawiają sprawdziany, przygotowują się do zajęć itd. Może by tak pracowali 8 godzin w szkole i tu poprawiali sprawdziany, przygotowywanie konkursów, apeli … Są 2 miesiące wakacji (oczywiście jest rada pedagogiczna, spotkania organizacyjne...), ale nie 26 dni urlopu, ale więcej. Są ferie zimowe, świąteczne. Wcześniejsza emerytura. Był też jednoroczny urlop zdrowotny. Oczywiście jest to praca z naszymi dziećmi i na jakości nauczania powinno nam zależeć, ale i chciałbym też dobrej jakości obsługi w biurach, w szpitalach, dobrej jakości wyrobów - na tym też każdemu zależy.