Urzędnicy zapewniają, że wybory odbędą się, ale większość komisji ma pracować w minimalnych składach. Zamiast dziewięciu osób, będzie ich pięć. Wojciech Kasprzak z Urzędu Miasta Poznania mówi, że może być problem.
- Będzie mniej rąk do pracy, do przeliczania kart do głosowania, bo przede wszystkim nocne komisje mają minima. Problem będzie także, kiedy wypadną pojedyncze osoby i wtedy skład komisji trzeba będzie uzupełniać, a taka osoba będzie musiała się wdrożyć – dodaje.
Chętnych do pracy w komisjach mogły zgłaszać komitety startujące w wyborach. Kandydatów było zbyt mało, więc komisarz wyborczy wskazał kolejnych członków spośród osób, które po informacjach o braku chętnych zgłosiły się do urzędu. Gdyby ich zabrakło, to urzędnicy mieli prawo powołać dowolnego mieszkańca Poznania, który jest w rejestrze wyborczym. Na razie jednak nie było takiej potrzeby.
W Poznaniu podczas pierwszej tury wyborów pracować będzie 3000 ludzi. Gdyby komisje pracowały w maksymalnych składach byłoby 4500 osób.