Samochód, którym kierował Tomasz J. uderzył w drzewo. Kacper po wypadku nie chodził, przeszedł już wiele operacji i nadal jest rehabilitowany. Wcześniej oskarżony Tomasz J. miał grozić żonie, że odbierze jej to, co ma najcenniejszego. Dziś sąd przesłuchał troje świadków, którzy pierwsi byli na miejscu wypadku.
Na drodze leżały części samochodu, leżał dymiący silnik. Duża prędkość musiała być, skoro silnik samochodu leżał po jednej stronie drogi, a część samochodu po drugiej. Nie było śladów hamowania. Tak, jakby samochód zjechał prosto w drzewo. Tak to wyglądało. Po prawej stronie w polu leżał silnik, ładna prędkość musiała być
- mówili świadkowie.
Oskarżonemu postawiono zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku drogowego z umyślnym naruszeniem zasad drogowych w postaci przekroczenia prędkości. Według biegłego i zgromadzonego w sprawie materiału nie było śladów hamowania
- mówi prokurator Łukasz Stanke.
Prokurator Łukasz Stanke dodaje, że w śledztwie nie udało się potwierdzić, że oskarżony powodując wypadek samochodowy, chciał zabić syna. Według śledczych, Tomasz J. najpierw zabił w kamienicy żonę, która chciała się z nim rozwieść, a później uszkodził instalację gazową, by zatrzeć ślady zbrodni. Prokurator oskarżył go o zabójstwo w sumie pięciu osób i usiłowanie zabójstwa 34 mieszkańców kamienicy. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Już na pierwszej rozprawie oświadczył, że nie chce być doprowadzany z aresztu, dlatego nie uczestniczy w swoim procesie.
Kolejna rozprawa za tydzień. Sąd będzie kontynuował przesłuchanie świadków. Po pokrzywdzonych lokatorach, wezwani zostaną znajomi oskarżonego i jego żony, którzy mają naświetlić sytuację rodzinną małżonków.