Dyżurny wielkopolskich strażaków przekazał nam, że nie ma osób poszkodowanych. Budynki są zbudowane z drewna. Obiekt słynie z organizacji wesel i innych imprez okolicznościowych.
"Karczma" zaczęła się palić jeszcze przed jej otwarciem. Z pożarem walczyło 15 zastępów ratowników - z Państwowej Straży Pożarnej i ochotników z okolicznych jednostek. W porę z obiektu wyniesiono butle z gazem. Działania trwały ponad 6 godzin.
Właściciel Ranczo Zbigniew Grześkowiak zapewnia, że zrobi wszystko, by odbudować gospodę.
Pożar rozpoczął się prawdopodobnie od motylarni, od jakiegoś piecyka, który był tam zamontowany. Na pierwszy rzut oka straty wyglądają na bardzo duże. Myślę, że podołamy z odbudową restauracji. Są fachowcy, są cieśle, są ludzie, którzy prawdopodobnie pomogą nam odbudować. I na pewno będziemy nadal funkcjonować. Nie wolno nam się załamywać w takiej sytuacji. Bardzo to przeżywam, muszą powiedzieć to jest tak, jakby paliło się moje serce w środku. Serce krwawi. Muszę powiedzieć, że to Ranczo w Smyczynie było zawsze moją wielką satysfakcją, moim osobistym, wielkim dziełem
- mówił właściciel.
Akcję utrudniał fakt, że duża część budynku gospody jest drewniana - mówi Radiu Poznań dowodzący akcją, wicekomendant leszczyńskich strażaków Szymon Kurpisz.
Prace rozbiórkowe cały czas trwają, jak dogaszanie. Pożar jest czasochłonny, pracowity, więc takie pożary zawsze są groźne, gdy są ukryte. Nie wiemy z czym się mierzymy, więc musimy krok po kroku otwierać te połacie dachu i na bieżąco reagować.
- tłumaczy Kurpisz.
Strażacy oszacowali straty na 1,5 mln złotych. Ustalili wstępnie, że przyczyną pożaru była wada urządzenia grzewczego w części restauracji w tzw. motylarni.
Myślę, że damy radę to odbudować. Nie jest tak źle. Z pewnością ponownie "Karczmę" otworzymy na początku przyszłego sezonu, na wiosnę. Zniszczyła się tylko gospoda, cała reszta funkcjonuje i będzie nadal funkcjonować. Mam nadzieję, że poradzimy sobie
- zaznacza Zbigniew Grześkowiak.