Ratownicy na co dzień pracują w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. "SOR nie został zamknięty" - mówi rzecznik szpitala Konrad Napierała.
Dyrekcja podjęła działania, żeby zastąpić ratowników i zostali zastąpieni przez pielęgniarki, aczkolwiek jest to sytuacja dla nas bardzo trudna i wymagająca nadzwyczajnych działań. Dyrekcja jedynie może spowodować, że są te zastępstwa, ale taki stan nie może trwać w nieskończoność ze względu na funkcjonowanie szpitala. Można powiedzieć z pełnym przekonaniem, że zagrożenia dla pacjentów nie ma
- zapewnia Konrad Napierała.
Ratownicy potwierdzają, że jest to protest przeciwko zmianom naliczania ich pensji. Od lipca obowiązują nowe regulacje dotyczące wynagradzania pracowników medycznych. Teraz - jak mówią - zarabiają średnio pół tysiąca złotych mniej.
"Swoje postulaty kierujemy i do dyrekcji Szpitala Wojewódzkiego i do ministra zdrowia" - mówi ratownik medyczny Arkadiusz Maśląg, który sam jest w tej chwili na urlopie.
Domagamy się wzrostu wynagrodzenia o 1200 złotych brutto do podstawy oraz obsady ratowniczo-pielęgniarskiej - 8 osób na jednym dyżurze. Jeżeli chodzi o postulaty do ministerstwa zdrowia, jest to również 1200 złotych brutto oraz wprowadzenia ustawy o zawodzie i samorządzie ratownika medycznego. Jesteśmy po prostu traktowani jako inny zawód medyczny, a to my ratujemy życie i zdrowie ludzkie
- mówi Arkadiusz Maśląg.
Protestujący ratownicy zapowiadają, że ich akcja jest bezterminowa. W szpitalu pracuje w sumie 40 ratowników - część jest zatrudniona na umowę o pracę, reszta na kontraktach. Wczoraj i dziś w grafiku dyżurów byli tylko ratownicy z pierwszej grupy.
Takie protesty trwają w całej Polsce. Dziś w Warszawie z delegacją ratowników ma się spotkać wiceminister zdrowia Waldemar Kraska.