Niemal 1/3 kosztów wyjazdu na nie pokrywa młodym kleczewianom samorząd gminy. Rodzice płacą niecałe 70 proc. W ubiegłym roku było to ponad 500 zł na jedno dziecko. Podobnie będzie w tym roku. Nabór chętnych na coroczne wyjazdy prowadzą gminni urzędnicy. W tym roku jednak nabór ów napotkał na niespodziewaną przeszkodę.
Okazało się, że od jakiegoś czasu to procedura tajna, a w związku z tym - wypoczynek dofinansowany przez gminę dostępny był tylko dla wybranych. Sprawa wyszła na jaw, gdy na skargę do burmistrza przyszła jedna z mam. Po tym spotkaniu - Mariusz Musiałowski unieważnił listę zainteresowanych letnim wypoczynkiem.
Pojawiła się u mnie w gabinecie jedna z mam, która chciała zapisać swoje dziecko na kolonie, kiedy udała się, aby tego zapisu dokonać - okazało się, że nie ma już miejsc. Powiedziała krótko, że zazwyczaj jeżdżą te same osoby. Poprosiłem do siebie pracowników, którzy nie udzielili mi wyczerpującej odpowiedzi z czego to wynika; z roku na rok była taka tradycja, że mieszkańcy pocztą pantoflową się informowali, że gdzieś tutaj zapisy się odbywały i kto pierwszy ten lepszy. Nie wiem, czy taka była tradycja, w tym tygodniu jest planowane ogłoszenie i dopiero będzie robiony nabór tych dzieciaków.
Burmistrz nie wspomina o żadnych służbowych konsekwencjach, ale trudno też w tym przypadku zarzucić urzędnikom naruszenie prawa. Jawny i publiczny nabór to dla podwładnych Mariusza Musiałowskiego czytelny sygnał określający standardy pracy w urzędzie.