Dokument ma zwalczać dyskryminację środowiska LGBT. "Żadne inne środowisko nie zostało wymienione z nazwy" – mówił prof. Witold Tyborowski.
Skoro mamy równo wszystkich traktować – to oczywiście także osoby LGBT. Skoro mamy nie dyskryminować kogokolwiek – to oczywiście także środowiska LGBT. Po co to uściślanie? Wszyscy wiemy, że demokracja ludowa, skoro tak się nazywała, to nie była demokracją, bo wtedy nie trzeba byłoby nic dodawać do nazwy. Jak jest równość – także nie trzeba niczego dodawać. Chcemy, żeby nas poważnie traktowano i skoro nie dyskryminujemy nikogo, to nie trzeba nikogo wyróżniać
- uważa profesor.
Według prof. Witolda Tyborowskiego, wyróżnienie tylko jednego środowiska, budzi raczej podejrzenie o nierówność. Tym bardziej, że środowisko profesora nie obserwuje złego traktowania tych osób na uczelni.
AKO oficjalnie sprzeciwiło się projektowi polityki antydyskryminacyjnej UAM. Wątpliwości klubu budzą między innymi zapisy o tym, że nazwanie kogoś złym zaimkiem osobowym, ma być traktowane jako molestowanie. Inne wątpliwości dotyczą możliwości składania anonimowych donosów i obowiązkowych szkoleń antydyskryminacyjnych.
Poniżej cała rozmowa w audycji Wielkopolskie Popołudnie:
Roman Wawrzyniak: AKO to kolejne środowisko, które postanowiło zająć zdecydowane stanowisko w sprawie projektu tak zwanej polityki równościowej i antydyskryminacyjnej na UAM, o której pani rektor uczelni mówi, że ma podnieść kulturę organizacyjną uczelni. Tylko czy można coś podnosić, posługując się kategoriami nieistniejącymi w polskim porządku prawnym? Choćby „mowa nienawiści”, „transpłciowość” czy „tożsamość płciowa”.
Profesor Witold Tyborowski: Dokument jest napisany taką nowomową poprawnościową. Pełen jest sformułowań typu „antydyskryminacja”, „równość”, „kultura organizacji”, „kultura integracji” i tak dalej. To każe brać sprawę na dystans. Po drugie, dokument, głosząc hasła bardzo szczytne, jednocześnie grozi sankcjami i wprowadza kategorie przewinień i wykroczeń, które z jednej strony nie są w prawie polskim, albo je się znacząco poszerza, albo wprowadza się zwalczanie stereotypów czy uprzedzeń. Boimy się, kto będzie tropił stereotypy i uprzedzenia. Dlaczego ktoś nie może prywatnie mieć pewnych stereotypów. Zresztą jesteśmy zmuszani do tego, żeby w pewnych kwestiach żyć stereotypami, bo nie będziemy sprawdzać całej wiedzy, stereotyp to przecież uproszczony pogląd.
Same pojęcia, o których wspomniałem, póki co nie występują w polskim porządku prawnym, a występują, jak na przykład mowa nienawiści, w niemieckim porządku prawnym, czego ostatnim dowodem był proces księdza profesora Dariusza Oko. Ksiądz z Polski zresztą wygrał ten proces. Ale wróćmy do dokumentu UAM o ewidentnej proweniencji lewicowej. Czy on nie wykracza jednak poza uprawnienia władz uczelni?
W dziedzinie stanowienia tego prawa jest uzurpacją, ponieważ Senat UAM, ani pani rektor, nie ma takich uprawnień, żeby wprowadzać nowe kategorie wykroczeń czy przestępstw, bądź też precyzować istniejące w sposób sprzeczny, czy też znacząco poszerzający definicje. Tak jak w dokumencie jest napisane, że przykładem molestowania jest użycie złego zaimka osobowego w odniesieniu do osób transpłciowych. Polskie prawo nie zna osoby transpłciowej, a więc przestępstwo jest tutaj wymyślone i w odniesieniu do tego wymyślonego przestępstwa proponuje się kare, która jest zupełnie poza porządkiem prawnym Rzeczpospolitej Polskiej.
Ja to może wyjaśnię w krótkich słowach. Według tej rzekomej równości będzie można oskarżyć wykładowcę o molestowanie seksualne, za to, że ten mając na przykładzie Wojtka, który chce, by zwracano się do niego per Małgosiu, chociaż w dowodzie ma zapisane Wojciech, może takiego wykładowcę anonimowo oskarżyć, a dalej wykładowca nawet może stracić pracę. Czy nie jest to przykład totalitaryzmu z piekła rodem – i to pod przykrywką równości i antydyskryminacji?
Ja unikam tego sformułowania totalitaryzm – może troszeczkę bojąc się tej rzeczywistości widocznej na horyzoncie. Niewątpliwie jest to zwalczanie swobody myślenia i wyrażania swoich poglądów. Pan redaktor nie powiedział jeszcze, że dla wszystkich pracowników uczelni przewiduje się obowiązkowe szkolenia antydyskryminacyjne po wprowadzeniu tego dokumentu, gdzie nam wszystko zostanie powiedziane. Pracownicy, którzy mają za sobą nawet 40 lat pracy dydaktycznej, często świetnej i chwalonej przez studentów, profesorowie mający po 65-70 lat zostaną wysłani na obowiązkowe szkolenia antydyskryminacyjne.
To się w głowie nie mieści. Projekt zakłada na przykład możliwość anonimowych donosów. One będą poddawane ocenie i rozpatrywaniu. Stąd moje mocne słowa. Takie przykłady przypominają minione czasy. Miałem nadzieję, że minione.
Dokładnie tak. W oparciu o takie anonimowe donosy może zostać wysłuchana osoba, która była przedmiotem molestowania czy też nierównego traktowania, ale nie musi, jeśli się nie zgodzi i wtedy komisja rozpatrywałaby to na podstawie anonimu i mogłaby ukarać pracownika UAM na podstawie anonimowego donosu.
I to jest kolejny punkt, który musi budzić niepokój. W projekcie wspomina się wiele razy o tak zwanym środowisku „LGBT” – chociaż są tacy, którzy twierdzą, że nie ma czegoś takiego jak środowisko LGBT. Że ono w ogóle nie istnieje. Odsyłam zainteresowanych do książki Douglasa Murraya „Szaleństwo tłumów”. Ale czy to już nie wskazuje na nierówne traktowanie potencjalnie innych grup? Na przykład chrześcijan, konserwatystów, miłośników rybek awaryjnych. Rodzaj uprzywilejowania to też pewna nierówność.
Dla wielu pracowników uniwersytetu rzeczą bardzo zaskakującą było to, że jedyną grupą wymienioną z nazwy, która mogłaby być przedmiotem nierównego traktowania, aż czterokrotnie jest wymienione środowisko LGBT. Żadne inne środowisko nie jest wymienione z nazwy.
Dlatego podaję ten przykład.
Jak to mówiliśmy wśród historyków – 30 lat temu pewnie byłoby to środowisko semickie, które miałoby być przedmiotem nierównego traktowania, może 10 lat temu środowisko osób homoseksualnych, dzisiaj idzie to znacznie szerzej, wchodzimy w LGBT. Osoby homoseksualne nie są wymieniane, Semici nie są wymieniani, chrześcijanie nie są wymieniani, muzułmanie czy ktokolwiek inny nie, jedynie środowisko LGBT. To niestety każe domniemywać, że to w interesie tego środowiska dokument powstał.
Jeśli się przyjmuje, bo przyjmuje się takie założenia, że nawet jeśli to środowisko, które nie istnieje, ale powiedzmy, że jest to jakiś 1 procent w społeczeństwie i nawet przyjmując, że to jest jeden 1 procent na UAM. Czy wobec zdecydowanej większości nie powinniśmy stanąć w obronie? Nie powinien tego zrobić pełnomocnik rektora do spraw równego traktowania czy rzecznik praw i wolności akademickich? Tak na marginesie – nie wiem po co te dwa urzędy powołano.
Istnieje w polskim prawie i Konstytucji, które mówią o tym, że należy wszystkich równo traktować, że nikogo nie można dyskryminować. Sam fakt wyróżniania niedyskryminacji środowiska LGBT od innych budzi zastrzeżenie. Skoro mamy równo wszystkich traktować – to oczywiście także osoby LGBT. Skoro mamy nie dyskryminować kogokolwiek – to oczywiście także środowiska LGBT. Po co to uściślanie? Wszyscy wiemy, że demokracja ludowa, skoro tak się nazywała, to nie była demokracją, bo wtedy nie trzeba byłoby nic dodawać do nazwy. Jak jest równość – także nie trzeba niczego dodawać. Chcemy, żeby nas poważnie traktowano i skoro nie dyskryminujemy nikogo, to nie trzeba nikogo wyróżniać. To wyróżnianie rodzi podejrzenia o nierówność.
Jak pan sądzi – skąd w ogóle pomysł na wprowadzenie takich ideologicznych zapisów i takiej polityki?
Jest to zagadka. Muszę z przykrością powiedzieć, że otoczenie pani rektor nie zadbało o jakiekolwiek względy pijarowe, nie podano żadnych danych, że narasta fala nierównego traktowania i dyskryminacji. Jesteśmy przeświadczeni i obserwujemy w naszym środowisku, że sprawa nie wygląda źle. Jest poszanowanie. Zresztą są dziekani do spraw studenckich, są też na każdym wydziale inne osoby pełnomocne dla studentów, którzy mają różne problemy, także psychiczne. Nie obserwowaliśmy żadnej degradacji tego zjawiska w naszym środowisku i nagle pojawia nam się dokument, który każe nam się domyślać, że jest bardzo źle, strasznie i wszystkich trzeba pouczyć, wprowadzić mechanizm, który broni na każdym kroku jakichś domniemanych poszkodowanych. Tak jakbyśmy do tej pory postępowali w sposób dyskryminujący. Jakby to zjawisko w wielkiej skali było ukrywane przed oczyma opinii publicznej. Tak nie było. Dlatego jest niezrozumienie, dlaczego ten obszerny dokument, bo aż 22 strony, nagle się pojawił. Niestety pojawia się w środowisku akademickim takie uogólnienie, że jest to rodzaj rewolucji kulturowej. Jest to coś takiego. Powiem, że od jednego z kolegów słyszałem, że to jest tęczowa konstytucja UAM. Bo dokument wygląda jak konstytucja. Jest obszerny, poprzedzony obszerną i bardzo pompatyczną preambułą, rzeczywiście, jak w konstytucji.
Konstytucja to jednak coś, co budzi szacunek i respekt. A tutaj mamy jakieś pozorne umowy, określenia, które nie funkcjonują w polskim porządku prawnym, jest to więc jakaś parodia konstytucji co najwyżej.
Jest to naśladownictwo. Imitacja przemycająca także fragmenty, które do konstytucji nie pasują, skoro tam podano przykłady wykroczeń wobec paragrafów dotyczących różnych przestępstw. To nie licuje z tak poważnym dokumentem jak konstytucja. Oczywiście to było użyte z przekąsem.
Pozwolę sobie zacytować fragment analizy całego dokumentu instytutu Ordo Iuris, w którym czytamy, że wdrożenie takiej polityki może prowadzić do ograniczenia podstawowych praw i wolności, w szczególności wolności słowa, wolności posiadania i wyrażania opinii i poglądów, prowadzenia badań naukowych, gwarantowanych konstytucyjnie oraz w prawie międzynarodowym. Zgodnie z artykułem 31. Ust. 3 Konstytucji RP wolności te nie mogą być naruszone aktem niższej rangi niż ustawa i w rzeczywistości wprowadzenie dokumentu skutkowałoby dyskryminacją lub nawet mobbingiem osób o poglądach niewpisujących się w ortodoksję, jaką narzuca dokument, więc niewątpliwie konsekwencje wprowadzenia polityki byłyby odwrotne od zamierzonych.
Niewątpliwie tak. Taki dokument może zrodzić podejrzenia, pomówienia, donosicielstwo, i wreszcie obawę o wyrażanie swoich poglądów. Te stereotypy i uprzedzenia, o których powiedziałem, to jest zwalczanie własnych poglądów. Ktoś musi określić, co to są stereotypy, uprzedzenia i ktoś ma nam powiedzieć, co mamy myśleć, aby nie posługiwać się stereotypami. To jest mentalna inżynieria.
Co mową nienawiści jest, a co jeszcze nie jest. I kto będzie o tym decydował. W poniedziałek pod koniec maja senat ma zająć się tym dokumentem. Myśli pan, że senatorowie wezmą pod uwagę te głosy? Państwa głos nie jest jedynym. Jest też sprzeciw chociażby „Solidarności”. Tych głosów jest coraz więcej.
Z różnych wydziałów dochodzą do nas głosy sprzeciwu. Pracownicy się organizują, wyrażając na piśmie zastrzeżenia, ponieważ każdy, kto się wczyta ten dokument, wbrew temu co napisała pani rektor, zrozumie jego intencje. Każdy, kto ze zrozumieniem go przeczyta, lekko się przerazi, ponieważ to, co może się zrodzić, absolutnie zakłóci harmonijne funkcjonowanie środowiska akademickiego, które miało się dobrze, aż nagle feruje się nam coś takiego.
... a Pis na to: ,,nie ma zgody". Tyle zrobili w tym temacie przez 7 lat - NIC.
Tężeje lewacki terror.