Staramy się być tam, gdzie mówi się o tej historii, tak samo pomagamy, jak jest Powstanie Warszawskie czy Śląskie, kochamy własną Ojczyznę. Wczoraj można było widzieć pewne zdziwienie ludzi, którzy albo jechali tramwajami albo samochodami, w momencie wycia syren musieli się wczoraj zatrzymać - choć nie wszyscy się zatrzymywali, nie było tak, że cały Poznań stanął. Ludzie robili zdjęcia, patrzyli i myślę, że dzisiaj będą szukać w mediach i internecie, co się stało, bo część na pewno nie wie np. przyjezdni. Właśnie o to chodzi, żeby ludzie zobaczyli, co się stało
- mówił Radosław Majchrzak.
Kibice Lecha Poznań od lat dbają też o powstańcze mogiły. "Ktoś tu był, coś zrobił i chodzi o to, żeby ludzie zaczęli myśleć, że ktoś tu był" - dodaje Majchrzak. W jego ocenie to sprzyja popularyzacji wiedzy na temat naszej historii, w tym o wielkopolskich insurekcjach.
Poniżej pełny zapis rozmowy:
Piotr Barełkowski: Pan jest człowiekiem, który był jednym z tych ludzi, którzy podnieśli Lecha Poznań z kolan.
Radosław Majchrzak: Można tak powiedzieć.
Dziś obserwujemy, co dzieje się z reprezentacją i ten dramat. Jako prezes Lecha jakby Pan się odniósł do takiego zachowania trenera. Rozumiem, jakby Pan się odniósł, ale pytanie jest bardziej złożone. Jakie są instrumenty, żeby temu zapobiec.
Dla mnie tematu już nie ma, to jest kwestia tego, jak w białych rękawiczkach to rozegrać, mówię o PZPN. Wizerunkowo już poszło w świat, teraz liczą się pieniądze, kto pierwszy wypowie kontrakt, ten straci. Dla mnie temat Sousy upadł. Nie widzę możliwości. Jeśli trener by zadzwonił i powiedział, że nie chce być trenerem, nie wyobrażam sobie, że piłkarze chcieliby pracować z takim trenerem.
Piłka to nie tylko pieniądze.
Oczywiście, że nie, to społeczność, ludzie, piłkarze, rodziny związane z piłką, młodzież też patrzy, że jest trener, który odchodzi. Dziś jest dużo pracy, żeby przekonać młodych do pracy z trenerem. Jeżeli piłkarz ma swojego guru, to w niego wierzy, a tu się okazuje, że trener traktuje piłkarza jako zabawkę.
Że to tylko kontrakt.
Może być telefon, że ktoś da więcej, to jest ta brutalna rzeczywistość, chociaż dziwię się temu panu, że idzie na coś takiego, nie wiem, że będzie miał 20-30 proc. więcej. Reprezentacja jest najwyższym dobrem.
Co to jest za zespół, do którego idzie?
Nie wiem, ja się brazylijską ligą nie interesuję. Na pewno to jeden z topowych zespołów Brazylii, ale to jest tylko liga, ale być z reprezentacją, awansować do mistrzostw świata, pokazać się całemu światu, bo taki był cel przed reprezentacją Polski - to szczyt marzeń, a nie wygranie ligi brazylijskiej.
Ja jeszcze pytam o instrumenty, żeby nie doprowadzić do takiej sytuacji.
To jest kontrakt.
Sugeruje Pan, że Boniek podpisał kontrakt na kolanach, że tak łatwo rozpruć.
Czy tak łatwo, to się okaże. Wiemy, że jest chęć zerwania kontraktu, dowiemy się dopiero, czy Sousa nie wycofa się z tego, jak to kiedyś zrobił w Bordeaux - chciał odejść i potem jednak chciał zostać, bo inny zespół jednak go nie chciał, ta historia może jeszcze potrwać.
Nic nie było słychać o jego ekscesach. Wszyscy otaczali go nimbem wspaniałości i tego niezwykłego trenera portugalskiego, a teraz dowiadujemy się, że ileś razy ten plan upadł.
W danym momencie prezes Boniek chciał wyciągnąć asa z rękawa, znane nazwisko, pokazać, że powinni się z nami liczyć, ale mecze i opinie kibiców pokazały, że ten plan upadł. Dzisiaj można zobaczyć kilka klubów topowych, które płacą kilku trenerom, bo zwalniały ich co chwilę, a w kontrakcie jest zapis, że kontrakt jest ważny do danego dnia, a jak się go zerwie, to trzeba go niestety płacić. Nam się udało w dwóch przypadkach porozumieć z trenerami, a w przypadku trenera Urbaniaka - płaciliśmy do końca.
Dziś rozmawiamy, przechodząc do chyba ważniejszego tematu. Po rocznicy powstania bluza jest tu znakiem. Przechodzę do temu, który mnie ciekawi. Widzimy patriotów kibiców, to młodzi ludzie, wbrew przekazowi medialnemu, że młodzi są dziś nihilistyczni, że odrzucają wartości, że mają w nosie Polskę i naszą historię. Nagle okazuje się, że mecz w mecz kibice potrafią wspaniale pokazywać swój patriotyzm, nawiązują do pięknych wartości. Jak to jest? Co to za ludzie? Czy to rodzaj pozy? Czy rzeczywiście gdzieś w nich głębiej jest?
To się wynosi z domu. Mogę powiedzieć na swoim przykładzie i kolegów, każdy z nas w rodzinie miał powstania, mówmy też o Czerwcu. Dla nas, kibiców Lecha Poznań, to dwa kluczowe wydarzenia historyczne, o których mówiliśmy w domach. Ileś lat temu nie można było mówić o Poznańskim Czerwcu, a o Powstaniu Wielkopolskim mówiło się bardzo mało. My tą pamięć chcieliśmy przywrócić, stąd opieka nad grobami i oprawy meczowe, przypominające, że w Poznaniu też walczono z komuną.
Kiedyś mówiło się o tym, że kibice są przeciwko władzy, która po macoszemu traktowała polską historię.
To się wiąże się z tym, że kibiców traktowało się inaczej, że byli czymś złym, że w latach 70. i 80. rodziła się tam wolność.
Stąd pojęcie "kibole" , tak chętnie używane przez Gazetę Wyborczą. Ci źli kibice.
To szło w Polskę, ale każdy u nas wie, że nie jest to pejoratywne określenie, że to poznańskie określenie kibica, który chodzi na stadiony i dopinguje. Dziadek i tata tak mnie wychowywał i wiedziałem, że jestem kibolem od małego dziecka, a nie jakimś przestępcą. Przychodzę i kibicuję, wierząc w swoją drużynę.
Pan jest, można powiedzieć, ze specjalnej rodziny. Pana mama Teresa, działaczka opozycyjna, Pana brat Piotr zginął, zamordowany w stanie wojennym, na ulicy Fredry. Czy takich rodzin w Poznaniu, Pan przyzna, że Poznań jest odbierany jako to jądro ciemności, antypatriotyczne... Czy takiej młodzieży jest w Poznaniu dużo?
Jest dużo, może tak tego nie widać, ale przez nasze fankluby, rozsiane po całej Wielkopolsce i nie tylko, budujemy tą tradycję, informujemy się nawzajem o ważnych wydarzeniach patriotycznych, nie tylko w Poznaniu. Staramy się być tam, gdzie mówi się o tej historii, wspieramy Powstanie Warszawskie czy Powstania Śląskie. Ojczyzna jest dla nas na pierwszym miejscu, potrafimy na tej płaszczyźnie się dogadać. Na początku roku jedziemy do Częstochowy, gdzie jest coroczna pielgrzymka kibicowska. Tam wszystkie kluby przyjeżdżają i robimy oprawy.
Będziecie znowu wyśmiewani przez Gazetą Wyborczą, że kibole idą do Najświętszej Panienki.
Nie czytam, nie słucham tych opowieści, więc to mnie nie dotyczy.
Ale proszę zauważyć, że to jest cały czas ten sam temat - dezertera Sousy i temat tego, że sport to coś więcej, nie tylko tanio kupić, drogo sprzedać.
To emocje, to jest to coś, po co się przychodzi na stadion.
To, co reprezentują kibice, ta wspaniała wczorajsza feta powstańcza jest czymś, co powinno motywować takich Sousów do pracy.
Nie chodzi tylko o Sousów. Można było wczoraj zaobserwować zdziwienie ludzi, którzy albo jechali tramwajami albo autami i musieli się zatrzymać, choć nie cały Poznań stanął i ludzie robili zdjęcia, dziś będą szukać, co się stało, niektórzy nie wiedzą - o to chodzi, żeby się dowiedzieli, stąd odnawianie grobów powstańczych, żeby ludzie widzieli, że ktoś tu był i coś zrobił.
Łezka się w oku kręci, jak się słyszy o pięknych dziełach nie tylko poznańskich kibiców, ale może jest tak, że - jak chce jeden z portali internetowych - który zrobił plakat z racą z jednej i flagą tęczową z drugiej strony, że to jest ta dychotomia, że raca to siła zła, a tęcza jest dobra.
Trudno mi się do tego odnieść, jeżeli ktoś zawłaszcza pewne symbole, to życie pokazuje, że tak się nie da. My nie mówimy, że race są tylko dla kibiców, jeżeli ktoś chce sobie odpalić race albo nosić flagi, niech sobie je nosi, nam to nie przeszkadza, tylko niech nie próbuje narzucić innym, że to jedyne wyjście. My nie narzucamy, że trzeba obchodzić święto, staramy się, żeby było jak najwięcej ludzi, natomiast nic na siłę.
Pytanie smoka, czy trochę z tego klimatu sprawy Sousy nie odnajduje Pan w dzisiejszym Lechu Poznań, że Lech też przez komercję coś traci, przez handel zawodnikami, jako cel sam sobie? Że traci ze swojej misji?
Pytanie, co to jest misja, my mieliśmy inną w tamtych czasach, życie pokazuje, że handlowanie jest konieczne, żeby przeżyć, ale wierzę, że to się skończy sukcesem i sukces będzie trwał i Lech będzie potęgą, nieschodzącą z pierwszego miejsca.