Smród, muchy, choroby. Nie chcą hodowli norek koło swoich domów

Wymuskane, schludne alpejskie miasteczko koło Monachium. W koszarach w Murnau Niemcy umieścili po kampanii wrześniowej w 1939 roku kilka tysięcy polskich jeńców. Głównie oficerów. Dla Polaków: na chwilę. Za kilka miesięcy będziemy wolni, a Hitler pobity – powtarzali. W oflagu przyszło im jednak spędzić całą wojnę...
Wśród osadzonych znalazł się zawodowy żołnierz, rotmistrz Stefan Majchrowski, po wojnie bardzo poczytny pisarz. Jego wnikliwe oko rejestrowało ogół i szczegół trudnej obozowej rzeczywistości. Choć można powiedzieć, że więźniowie Murnau i tak mieli szczęście. To nie był obóz koncentracyjny, a Niemcy – z lepszym lub gorszym skutkiem – ale z reguły traktowali ich zgodnie z konwencją genewską o jeńcach wojennych. I to nie był obóz ze stacją końcową Katyń…
Autor drobiazgowo opisuje obozowe życie, niełatwy proces adaptacji do rzeczywistości za drutami - wewnętrzne spory o przyczyny klęski wrześniowej, ogromne nadzieje związane z aliantami, potem zwątpienie, apatię i pilne nasłuchiwanie wieści wojennych. Mówiąc obrazowo: nasłuchiwanie odgłosów wojny zza majestatycznych Alp.
To nie były jednak wakacje, choć widok z obozu na jezioro Staffelsee i górujący nad nim najwyższy szczyt Niemiec Zugspitze, nigdy nie znudził się Majchrowskiemu.
Więźniowie przez długi czas głodowali - dostawali za dużo jedzenia by umrzeć, za mało by żyć. Dla niektórych i to jednak było za mało…
Z czasem zaczęły jednak przychodzić paczki z żywnością od bliskich z Polski i z Czerwonego Krzyża. To co nadmiarowe, zaczęto wysyłać do więźniów obozów koncentracyjnych, tworząc w Murnau unikatowy Fundusz Pomocy internowanym.
To znakomity przykład, pokazujący, że mimo rozmaitych prób Niemcom ani przez moment nie udało się podzielić i zdemoralizować polskich jeńców.
Oczywiście, przy kilku tysiącach zamkniętych mężczyzn, stłoczonych na niewielkiej przestrzeni, musiało iskrzyć. Zdarzały się sytuacje skrajne, nawet surrealistyczne. W jednej z sal atmosfera była tak napięta, że lokatorzy kredą wyrysowali linię graniczną na stole. Któregoś dnia jeden z oficerów nieopatrznie rzucił rękawice na stół poza linię. Palce rękawic zostały obcięte dokładnie wzdłuż przekroczonej granicy…
Poza tym jednak więźniowie stworzyli jedyną w swoim rodzaju Rzeczpospolitą Jeniecką, w której działał „Uniwersytet Murnau”, ambitny teatr sięgający do klasycznego repertuaru, ale też eksperymentujący, czy znakomita orkiestra symfoniczna. Do końca pobytu w obozie pozostali zwartą, zdyscyplinowaną, społecznością wojskową, rządzącą się własnym - nie niemieckim – prawem,.
Jest jednak w tej książce jeszcze jedna, współczesna część. To dopisany przez syna Stefana Majchrowskiego, Jana, fragment zatytułowany: „Przed drutami Murnau”. Opisana w nim historia podróży po śladach ojca do współczesnego Murnau, jest tak niezwykła i tak nieprawdopodobna, że nie chcę pozbawiać nikogo przyjemności poznania jej samodzielnie na kartach książki. Jak czytamy: „Ta druga historia nadaje wszystkiemu inny wymiar, przekonuje, że nic nie mija…”.