W Poznaniu odebrał nagrodę od serwisu Lubimy Czytać. Autor miewa kłopot z transportem nagród, które otrzymuje na całym świecie - bywają one ciężkie, miewają kształt trumny.
Mistrz literackiej anatomii strachu przyznał, że najlepiej sprzedają się książki, które mają w tytule np. słowa nawiedzony dom. Ważnym elementem związanym z pisaniem dla horrorów jest dawanie czytelnikowi adrenaliny takiej, jaka jest udziałem, chociażby skoczka spadochronowego, zanim spadochron się otworzy. Z tym, że czytelnik jest bezpieczny we własnym domu, siedzi w fotelu i czyta straszne historii, jednak nic mu nie zagraża.
Autor żartował, że w książce można uśmiercić tylu ludzi, ile się chce, ale jest coś, czego zrobić nie można - nie wolno mianowicie, pod żadnym pozorem, zabić w powieści psa, czy innego zwierzęcia. Wspomniał o dwóch takich przypadkach, z których wyciągnął stosowne wnioski.
Graham Masterton ma wspomnienia związane z Poznaniem, nie tylko te najnowsze, z targów. Stolica Wielkopolski była jednym z pierwszych miast, które odwiedził po przybyciu do Polski 34 lata temu. Jego poradniki seksualne w owym czasie były bestsellerami.
Wspomina tamtą Polską jako bardzo biedną, pamięta warszawiaków sprzedających meble, żeby mieć pieniądze na czynsz. Żartował, że rozkwit w naszym kraju nastąpił za sprawą jego poradników seksualnych, populacja zwiększyła się, a kraj jest zupełnie inny.
Czego pisarz się boi? Obawia się urzędów skarbowych i podatków, jako mały chłopiec bał się pająków i psów, ale to zmieniło się.
W Poznaniu opowiadał m.in. o swojej książce "Szpital Filomeny". Cały wywiad powyżej.