Bardzo dawne czasy, wtedy nawet na okładce nie mogłem zobaczyć jak muzycy wyglądają. Przecież z okładem pięćdziesiąt lat temu, nie było szans zaspokoić ciekawość w internecie. Natomiast już na zawsze zapamiętałem głos Jona Andersona, wokalisty Yes. Jego wokal prowadził miliony odbiorców progresywnego rocka, przez kolejne ważne płyty grupy i nie tylko one. Jon Anderson zaskoczył w latach 80-tych ubiegłego wieku muzyką stworzoną wspólnie z magiem elektronicznej sztuki Vangelisem. Potem Anderson wrócił do macierzystej grupy i mieliśmy kilka nowych odsłon zespołu Yes. Gdy na dobre zaiskrzyło pomiędzy Andersonem i gitarzystą Stevem Howe’m, wokalista zrealizował bardzo ciekawe płyty z skrzypkiem Jean-Luc Pontym pod szyldem zespołu The Anderson Ponty Band oraz z gitarzystą Roine Stolte’m, liderem zespołu Flower Kings.
Płyta „True” to zupełnie nowa historia. Pełna nazwa wykonawców brzmi Jon Anderson & The Band Geeks. Kilka lat temu brytyjski wokalista na kanale YouTube trafił na amerykańską grupę, grającą klasykę rockową, w tym kilka utworów z repertuaru zespołu Yes. Domyślam się, że Anderson pomyślał sobie, skoro nie mogę tworzyć muzyki w duchu Yes z moimi dawnymi kolegami, zrobię to z muzykami zakochanymi w tego rodzaju sztuce. Najistotniejszy był związek Jona Andersona z multiinstrumentalistą Richie’m Castelano. Muzycy stworzyli kilka utworów wspólnie i w końcu cały sekstet stworzył płytę „True”.
To prawie godzina wycyzelowanej, bogatej muzyki, momentami niemal w symfonicznym wymiarze. Ta płyta rzeczywiście jest utrzymana w duchu muzyki zespołu Yes. Chodzi o wielowątkowość kompozycji, różnicowanie rytmiki, charakterystyczne brzmienie i liczne fragmenty wirtuozowskie. Znowu można podziwiać zbalansowanie gry instrumentów klawiszowych i gitary elektrycznej, z ekspansywnymi liniami basu, co tak znakomicie potrafił narzucić w zespole Yes Chris Squire. Jon Anderson zadbał o harmonię nakładanych głosów, a cala kapela The Band Geeks o precyzję wykonania. Gdyby ktoś anonimowo usłyszał po raz pierwszy z tej płyty utwór „Shine On”, bez zastanowienia powiedziałby jedno słowo Yes.
Nagranie „Counties And Countries” prezentuje tę szczególną melodykę zaczerpniętą z muzyki staro-angielskiej, jednak to co się dzieje w miarę rozwoju utworu, to już jest czysta filharmoniczna fantazja. Jeszcze kilka zachwytów przy następnych utworach: niemal kameralnym „Built Me An Ocean”, skocznym „Still A Friend” i prawie akustycznym „Make It Right”, by słuchacz znalazł się w epicentrum dramaturgii płyty. Utwór „Realization Part Two” zwodniczo kieruje w stronę muzyki świata z charakterystycznym powolnym rozkołysaniem rytmu. Kompozycja „Once Upon A Dream” to już prawie szesnastominutowa symfonia, w której wykorzystano wiele elementów, budujących spektakularną strukturę dźwiękową i napięcie formalne.
Nie ważne na jakiej półce u kolekcjonerów znajdzie się ta płyta, wśród solowych dokonań Jona Andersona czy wśród dyskografii zespołu Yes. Tak czy inaczej, powinno to być miejsce renomowane.