Z drugiej strony mamy tradycyjne koncerty takie jak niedawny Joe Bonamassy na Torwarze w Warszawie. W tym przypadku nie było nawet ekranów i puszczanych video clipów. Była tylko muzyka bardzo naturalna, pełna mistrzowskiej gry jednego z najlepszych gitarzystów ostatnich lat.
Na takich „zwykłych” koncertach albo podczas festiwali dzieją się niebywałe rzeczy. Nagle wpadają na siebie muzycy i tworzy się między nimi artystyczna chemia. Spontaniczne spotkania na scenie i wspólne granie jest wpisane w życie z bluesem. Jednak czym innym są takie ulotne zdarzenia, a zupełnie czym innym jest powołanie do życia zespołu symbolizującego zjednoczoną Europę. Nie ma w tym słowa przesady w przypadku sensacji ostatnich miesięcy, zespołu Blues Against The Machine. Budda Guedes i Vasco Moura pochodzą z Portugalii, Danny Del Toro z Hiszpanii, Nik Taccori z Włoch, Eric Slim Zahl z Norwegii i - dla nas niczym wisieńka na torcie - Bart Szopiński z Polski.
Ten ostatni to szef renomowanej grupy Boogie Boys, znanej na kilku kontynentach. Można by się rozpisać na temat każdego z wymienionych powyżej muzyków, bo to wysokie umiejętności, doświadczenie trwających wiele lat karier, wypełnionych sukcesami. Kto widział i słyszał już kiedyś każdego z nich wie, że powstała niezwykła mieszanka osobowości, która kumuluje wielką energię. I ta siła sekstetu wybucha od pierwszych taktów utworu „Hold On Stay Strong” na debiutanckiej płycie międzynarodowej grupy.
Rolę frontmana zespołu przyjął wokalista i gitarzysta Budda Guedes, wnosząc do zbioru 10 utworów na płycie aż 7 pozycji. Dwie kompozycje dorzucił harmonijkarz Danny Del Torro a jedną Eric Slim Zahl. Muzyka na płycie zaskakuje dużą dynamiką oraz zróżnicowanym charakterem poszczególnych utworów. Kilka kompozycji prezentuje nieszablonowe rozwiązania z wyeksponowaniem rytmiki funky lub rhythm and bluesa.
Nagranie „Get Wild On” brzmi jak najlepsze utwory czarnych kapel z lat 70-tych. Z kolei utwór „I Ain’t No Money” to shuffle wykonywany w zawrotnym tempie z popisowymi partiami instrumentalistów.
Większość kompozycji na płycie to utwory bluesowe, gdzie najlepiej słychać jak świetnym głosem i aparatem wokalnym dysponuje Budda Guedes. Wystarczy wymienić nagrania „I’m The One To Blame” i „It Is Causing Me Pain”. Zespołowi udało się wyważyć proporcje aktywności solowych instrumentów. Jest harmonijka, gitara, organy - nie czuć jednak dominacji żadnego muzyka. Bardziej jest to wymiana solowych partii niż oddanie pola jednemu instrumentaliście. Nie wszystkie utwory są efektem pełnej mobilizacji czy wręcz rywalizacji artystycznej. Muzycy przygotowali na luzie, bluesową piosenkę w rytmie walczyka i w old schoolowym klimacie „I’ve Got A Dream”.
Płyta trwa 42 minuty, a ponieważ wiele się na niej dzieje, poziom wykonania jest wysoki i nagrania brzmią jędrnie, całość przebiega bardzo szybko. Można nawet poczuć niedosyt. Oczywiście nazwa zespołu Blues Against The Machine budzi skojarzenia z kalifornijską kapelą Rage Against The Machine, grającą od trzech dekad ostry heavy metal łączony z rapem. Zdecydowanie w muzyce sekstetu Blues Against The Machine jest więcej muzyki, ciekawych kompozycji, solowych popisów i naturalnej energii. Siła i koloryt bluesa nie zna granic.