Skazani za urządzanie walk psów

Marlena Ch. przez lata była oficjalną przedstawicielką UE. W czerwcu do jej gabinetu wszedł rektor i jego zastępcy. Marlena Ch. dostała kilka minut na spakowanie się. Dziś już nie pracuje na uczelni. Mimo podejrzeń, Ch. nie została zwolniona z pracy dyscyplinarnie. Rektor Marian Gorynia tłumaczy wypowiedzenie umowy "utratą zaufania kierownictwa uczelni", choć oficjalnie nie chce komentować sprawy.
Afera wybuchła w maju ubiegłego roku. Podczas kontroli służby wewnętrzne uczelni wykryły nieprawidłowości związane z pracą rzeczniczki. Uczelnia powiadomiła prokuraturę, sprawa trafiła do wydziału przestępczości gospodarczej. Marlena Ch. i drugi podejrzany w sprawie - Bartłomiej G., usłyszeli zarzuty. Radio Merkury poznało ich treść: "Działając wspólnie i w porozumieniu mieli doprowadzić do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w kwocie ponad 100 tys. zł na szkodę uniwersytetu". Tyle oficjalny komunikat.
Nieoficjalnie wiadomo, że Marlena Ch. miała wystawiać lewe faktury. Była rzeczniczka nie przyznaje się do winy, zarzuty potwierdza natomiast drugi z podejrzanych - Bartłomiej G. Obojgu grozi do 10 lat więzienia.
Sprawa zbiegła się w czasie z likwidacją dwóch punktów gastronomicznych na terenie uniwersytetu. Nieoficjalnie ustaliliśmy, że przedsiębiorca, który je prowadził, miał być zamieszany w działalność Marleny Ch. Rektor uczelni twierdzi jednak, że spraw nie można łączyć, a umowa z przedsiębiorcą została rozwiązana z jego inicjatywy.