Niegdyś - była to forma wspólnego spędzania czasu, której efektem były poduchy i pierzyny, teraz - to bardziej folklor - tłumaczy Sławomirowi Zasadzkiemu jedna z uczestniczek corocznych pierzaków - Aleksandra Stasiak.
- Kiedyś to żeśmy pierzaki organizowali po domach. Się darło i potem na koniec też były potańcówki - jeden grajek grał na harmonii i żeśmy tańczyli jak nie wiem - wspomina pani Aleksandra. Teraz robimy to dla tradycji, żeby nie zaginęła, a i pożytek z tego będzie - księżulek wczoraj był i mówił, że jakąś poduszkę by chciał.
Na spotkanie w świetlicy wiejskiej w Bibiannie nikogo zapraszać nie trzeba - kobiety niemal do północy darły gęsi puch, na scenie grał zespół ludowy, mężczyźni grali w karty, a dzieci - w planszówki. Szybko pojawia się też poczęstunek i napitek. W tej wsi - ludowa tradycja to jednak nie cepelia. To nadal ważny powód, by się spotkać i wspólnie spędzić czas.