Jej pomysłodawcą jest burmistrz Tomasz Kałużny. Jak nam tłumaczy, bywając często nad zalewem zauważył, że brakuje tam miejsc do siedzenia.
Jednocześnie chciał, aby było to coś oryginalnego, zarazem nawiązującego do tradycyjnych ławek, jakie zna, odkąd był dzieckiem: ze szczeblami,
oparciem, nogami.
Ławka stoi w malowniczym miejscu, na trawniku, pod drzewami, dwukrotnie łagodnie się załamuje, jakby się wiła. Kosztowała 37 tysięcy złotych.
Wrześnianie, z którymi rozmawiał nasz reporter, generalnie chwalą ten niecodzienny mebel.
Niestety jest krótsza od ławki w Barcelonie
- żałuje dziewczyna, która przyznaje, że bardzo lubi na niej siadywać. Mówiąc o Barcelonie ma na myśli ławkę zaprojektowaną przez Gaudiego i długą na 152 metry. Dziewczyna całkiem serio podejrzewa, że może jest zakaz budowania ławek dłuższych niż ta w stolicy Katalonii...
Ale burmistrz Kałużny tłumaczy, że długość ławki wrzesińskiej to w pewnym sensie przypadek.
Tak wyszło
- mówi, i ma na myśli to, że chodziło o wstawienie w plenerze ławki tak długiej, jak na to pozwoli przestrzeń nad zalewem.
Niektórzy rozmówcy naszego reportera uważają, że z daleka ławka wygląda jak ogrodzenie albo... bariera ochronna na autostradzie. Ale ci, którzy
na niej siedzieli oceniają, że jest wygodna.