TOZ podjął się tego trudnego zadania bo... nie miał innego wyjścia. Był to jeden z warunków ogłoszonego przez miasto konkursu na prowadzenie schroniska dla bezdomnych zwierząt. A w związku z tym, że Towarzystwo bardzo chciało zająć się bezdomnymi psami i kotami wzięło na siebie także obowiązek ratowania dzikiej zwierzyny.
Organizacji pomagają w tym ludzie dobrej woli. Gdyby nie oni - TOZ by sobie nie poradził. Tymczasem większość samorządów uważa, że problemu dzikich, rannych zwierząt nie ma. - To bzdura - mówią inspektorzy TOZ-u, którzy są gotowi do interwencji w takich sytuacjach przez całą dobę. Jeździmy zwłaszcza do wypadków komunikacyjnych z udziałem dzikich zwierząt - mówi szefowa konińskiego TOZ-u Kinga Kijak.
Rannych w wypadkach dzikich zwierząt przybywa - jednak ciągle nie wypracowano jednolitego systemu pomocy. Wszystko to spoczęło na barkach pasjonatów i ludzi dobrej woli.
Iwona Krzyżak/tj/szym