We wtorek sąd wymierzył mu 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Lekarz przez rok nie będzie też mógł pracować w zawodzie. To sądowy finał sprawy sprzed siedmoi lat, kiedy w klinice zmarła kobieta i jej dziecko. Po apelacji obrońców wyrok jest łagodniejszy. W pierwszej instancji sąd skazał lekarza na karę bezwzględnego więzienia za spowodowanie śmierci kobiety i dziecka. "Sąd odwoławczy zmienił kwalifikację, ale - jak podkreślał sędzia Sławomir Olejnik, kara i tak jest surowa.
"Skala niedbalstwa w trakcie prowadzenia tego porodu, następnie niepoinformowanie żadnej osoby z personelu medycznego do czego tak naprawdę doszło, co mogło przyczynić się do podjęcia skutecznych prób uratowania zarówno matki, jak i jej dziecka, pozwalało sądowi na wymierzenie oskarżonemu kary pozbawienia wolności w górnych granicach ustawowego zagrożenia" - mówił sędzia.
Lekarz podczas porodu silnie uciskał brzuch kobiety. Sąd - opierając się na opinii biegłych - uznał, że na tym etapie porodu nie było do tego wskazań medycznych. Mąż kobiety płakał podczas ogłaszania wyroku. Mówił, że na sprawiedliwość czekał siedem lat.
"Udowodniłem, że można wygrać z lekarzami i można udowodnić, że popełniają błędy, a nie, że są niewinni. Tu nie chodziło mi o to, by lekarz szedł do więzienia, tylko, żeby poniósł jakiekolwiek konsekwencje tego, co rozbił" - mówi mąż kobiety. "Dla mojego klienta najważniejsze jest to, że mamy wyrok, z którego wynika, że jest osoba odpowiedzialna za to, co się wydarzyło 30 października 2009 roku" - mówi pełnomocnik mężczyzny.
Mecenas Katarzyna Golusińska dodaje, że prawomocny wyrok otwiera rodzinie drogę do ubiegania się o zadośćuczynienie. Pozew przeciwko szpitalowi jest już w sądzie. Rodzina domaga się trzech milionów złotych. Oskarżona w tej sprawie położna została prawomocnie uniewinniona. Ani jej ani lekarza nie było na ogłoszeniu wyroku.