Patrolujący zauważyli z auta, że po zamarzniętej tafli chodzą chłopcy. Funkcjonariusze zatrzymali wóz i pobiegli nad staw. Relacjonuje Adam Wojciński z komendy powiatowej policji we Wrześni.
Jeden z chłopców znajdował się osiem metrów od brzegu. Policjanci z patrolu oraz kolejni, którzy zdążyli dojechać, a także dwie osoby postronne, utworzyli tzw. łańcuch życia, czyli chwycili się za ręce i weszli do wody. Jednak dużym utrudnieniem w dojściu do chłopca był lód, który policjanci rozbijali rękoma. W ten sposób udało się uratować pierwszego dwunastolatka. Dwaj pozostali chłopcy znajdowali się niemal na środku zbiornika i resztkami sił trzymali się na powierzchni
- opowiada Adam Wojciński, dodając, że nad lodem pozostawały ich głowy. Policjanci zagadywali chłopców, dając wskazówki, co mają robić, aby nie dostać się pod lód.
W tym czasie na stawie pojawili się strażacy z komendy powiatowej we Wrześni, którzy za pomocą sań lodowych dotarli do ośmiolatka i drugiego dwunastolatka.
Chłopcy trafili do szpitala. Termometry wskazały, że ich ciała mają 35 stopni Celsjusza. Życie dzieci nie jest zagrożone. Policja kategorycznie przestrzega wszystkich przed wchodzeniem na tafle stawów i jezior.