- Spałem w miejscach, do których dopłynąłem - mówi Radiu Poznań Marcin Szwarc.
Pogodę miałem różną, miałem nawet dwa dni ze śniegiem w okolicach Jeziorska. Były trzy dni mrozu, może nie bardzo dużego - minus dwa, minus trzy stopnie. Kajak był pomarznięty, namiot także. Rano koło szóstej zrzucałem kajak na wodę, jeszcze po ciemku.
Leśniczy do kajaka wsiadł w okolicach Częstochowy. - Odpuściłem pierwszy odcinek, który jest kręty i płytki, a ja miałem dość mocno wypakowany kajak - mówi Marcin Szwarc, który na wyprawę zabrał wodę i jedzenie.
Wiosną tego roku leśniczy planował wyjazd do Laponii, ale z powodu epidemii musiał zmienić plany. - Zostało dużo urlopu, który należało wykorzystać, więc zdecydowałem się na grudniowy spływ i postanowiłem spełnić swoje marzenia - dodaje Szwarc.
W trakcie jego spływu ruch na Warcie był niewielki.
Nie spotkałem ani jednej jednostki pływającej, ani jednego kajaka, w zasadzie nawet wędkarzy nie było na brzegach. W pojedynczych miastach widziałem ludzi na mostach czy bulwarach. Nie trzeba było daleko jechać, żeby być dwa tygodnie w samotności.
Leśniczy zdecydował się na spływ w najkrótsze dni w roku. Dziś ma do pokonania 28 kilometrów. Wyprawę zakończy wpływając na Odrę.
Marcin Szwarc pochodzi ze Śremu. Pracuje w Nadleśnictwie Konstantynowo.