Można było podpisać list otwarty do prezydenta Jacka Jaśkowiaka. Zaznaczono w nim, że zaczął się trzeci tydzień strajku i skrytykowano rząd. Nauczyciele mają do prezydenta Jaśkowiaka żal, że zasugerował im zawieszenie strajku do września.
- Co się stało panie prezydencie? Jakie siły - polityczne, lobbystyczne, szatańskie - sprawiły, że najpierw Pan sowicie obdarowując dyrektorów, nauczycielom przeznaczył 15 złotych brutto, a teraz mówi pan o trudnościach z wykładnią prawną możliwości zapłacenia za strajk; że staje pan w opozycji do stanowiska innych prezydentów, niezmiennych w swych deklaracjach. Jakie dodatkowe zajęcia ma pan na myśli? Czyżby myślał pan jak nasz rząd, oferując podwyżki za zwyżkę pensum? - pytają nauczyciele.
W ostatnich tygodniach miasto podwyższyło nauczycielskie dodatki, najbardziej - dyrektorom. Prezydent Jaśkowiak zadeklarował też, że szkoły nie będą miały mniej pieniędzy na pensje, ale część będą mogły wypłacić np. za dodatkowe zajęcia.
List otwarty nauczyciele zanieśli do gabinetu prezydenta. Niosąc transparenty i gwiżdżąc z placu Mickiewicza przeszli obok kuratorium pod Urząd Miasta Poznania. Wołali Jacka Jaśkowiaka, ale nie wyszedł do nich. - Pan prezydent jest poza urzędem - tłumaczyła rzecznik magistratu Joanna Żabierek.
I może się tak stać jak "Nauczycielka" napisała
Nauczyciele muszą się obudzić ze snu w którym ich zawód jest jakimś elitarnym zajęciem. Nie są do niego potrzebne wysokie kwalifikacje, ludzie ze średnim wykształceniem, którzy uczą dzieci w domu mają lepsze wyniki egzaminów niż średnia krajowa, lepiej uczą swoje dzieci niż napuszona kadra magistrów. Dzisiaj magister to robotnik, uczelnie kończy masa ludzi, dostęp do podstawowej wiedzy jest powszechny. Szkoła w obecnym kształcie to przeżytek.
PS. Pensje u nas w Państwie są jakie są w sferze budżetowej. W urzędach, MOPRach MOPSach i innych organach administracji to "normalne" zarabiać niewiele ponad minimum przy 40h czasu pracy.
A Jaśkowiak gada jakby był PiSior.
Trochę więcej merytorycznych odpowiedzi.