Radiu Poznań udało się dziś porozmawiać z poszkodowanym w wypadku księdzem Rafałem z Konina.
Jesteśmy w pięciu różnych szpitalach
- mówi duchowny, który telefonicznie stara się pomagać rodzinom poszkodowanych. W placówce, w której leży ksiądz przebywa ośmiu, głównie lżej rannych.
Bliscy poszkodowanych wciąż szukają informacji. Część dzwoniących na infolinię dla rodzin słyszy, że jeszcze nic nie wiadomo. Z naszych informacji wynika, że służby mają problemy z identyfikacją ofiar. Wiele osób w momencie wypadku nie miało przy sobie dokumentów czy telefonów. Te zostały we wraku pojazdu. Nieoficjalnie wiadomo, że na liście uczestników przekazanej przez organizatora były nieściłości i część nazwisk nie zgadzała się. To oznacza, że służby na weryfikację potrzebowały więcej czasu. Rodzinom są przekazywane jedynie potwierdzone informacje. Takie działanie ma wykluczyć pomyłki.
W wypadku, do którego doszło w sobotę nad ranem koło chorwackiego Varażdinu, zginęło 12 Polaków, w tym kierowca autobusu. Pasażerowie jechali na pielgrzymkę do sanktuarium maryjnego w bośniackim Medziugorje.
W Koninie odprawiono mszę świętą w intencji ofiar. Proboszcz parafii świętego Wojciecha ksiądz Henryk Witczak mówił, że w chwilach bezsilności pozostaje ludziom wiara. Duchowny zwrócił się także do wiernych, aby wsparli rodziny ofiar śmiertelnych i poszkodowanych w tym trudnym czasie.
W intencji poszkodowanych modlono się też w największym kościele w Polsce, czyli w bazylice w Licheniu niedaleko Konina.
AKTUALIZACJA - 21:01
"Dobrze pamiętam moment wypadku. Gdy autokar zjechał z drogi powiedziałem sobie: jedziemy w pole, zaraz będziemy fruwać! Okazało się, że trafiliśmy prosto w wybetonowany rów" - powiedział w niedzielę PAP ks. Rafał Działak, wikariusz w parafii Św. Wojciecha w Koninie, jeden z poszkodowanych w wypadku autokaru w Chorwacji.
Ks. Działak, powiedział PAP, że czuje się dość dobrze, nie może jednak wstawać z łóżka. Leży w szpitalu na obserwacji.
Jestem trochę poobijany, trochę poszyty, trochę poobcierany. Mam złamanie kości krzyżowej, kazano mi leżeć, nie mogę ruszać nogami
- powiedział. Przyznał, że niewiele wie o losie innych pielgrzymów.
Mam zakaz schodzenia z łóżka, więc nigdzie nie mogę chodzić, nikogo nie mogę odwiedzać. Wczoraj były u nas dwie dziewczyny, które już wróciły do Polski. W naszym szpitalu przebywa osiem osób, coś o sobie wiemy, ale poszkodowani z wypadku są w pięciu różnych szpitalach. Na sali jestem z jeszcze jednym uczestnikiem tego wyjazdu, panem Pawłem
- powiedział.