Do tragedii doszło w lutym ubiegłego roku. 18-latek na komisariacie stracił przytomność i mimo reanimacji zmarł. Wcześniej agresywnie zachowywał się wobec matki. To ona wezwała policję.
Sprawa trafiła do prokuratury w Zielonej Górze, by nie pojawił się zarzut braku bezstronności, bo sprawa dotyczyła ewentualnych nieprawidłowości w zachowaniu policjantów.
Po roku śledztwa prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie podejrzenia nieumyślnego spowodowania śmierci Tomasza S. na komisariacie i przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy. Zespół biegłych powołany na wniosek pokrzywdzonych uznał, że sposób zatrzymania 18-latka i zastosowane wówczas środki przymusu nie narażały go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo doznanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Sposób nałożenia kajdanek - w ocenie biegłych - także nie przyczynił się do śmierci 18-latka.
Wcześniej inny zespół specjalistów wskazał, że mężczyzna zmarł po zażyciu dopalaczy. Dawka środka, który przyjął, przekraczała w jego krwi prawie 6-krotnie próg uznawany za śmiertelny dla człowieka.