Radio Poznań dotarło do ich znajomych. Potwierdzili oni, że chodzi o Beatę J. i Tomasza J.
Ona była kosmetyczką. Prowadziła swój zakład w kamienicy, która w niedzielę stała się grobem dla pięciu osób. On, według sąsiadów, porywczy i skryty, pracował od roku w Wielkiej Brytanii. Ustaliliśmy, że na wyspach mieszkał też obecny partner Beaty. Widywali się co kilka tygodni, ale mieli zażyły i serdeczny kontakt między innymi na portalach społecznościowych. Także przez facebookowych znajomych byli uważani za parę.
Według Głosu Wielkopolskiego, Beata miała w niedzielę lecieć w odwiedziny do partnera. W szpitalu wciąż przebywa jej syn. Został ranny 1 stycznia w wypadku, który spowodował prawny mąż kobiety Tomasz. Zdarzenie miało mieć miejsce po tym, gdy Beata oświadczyła mężowi, że odchodzi. Auto, którym jechali ojciec i syn uderzyło w drzewo stroną, po której siedział około 10-letni chłopiec. Beata obwiniła męża o usiłowanie zabójstwa dziecka i zerwała z Tomaszem J. wszelkie kontakty.
Zraniony, zazdrosny mężczyzna miał niespodziewanie przylecieć do Poznania w sobotę. Nikt nie zauważył jego wizyty w kamienicy. W niedzielę do mieszkania Beaty przyszli znajomi, by zająć się psem. Wtedy nastąpił wybuch. W gruzach strażacy znaleźli zmasakrowane zwłoki kobiety z odciętą głową i - jak twierdzi Głos Wielkopolski - wyciętym na czole napisem "za zdradę".