Brygadzista w firmie Remondis Sanitech Poznań Grzegorz Konopczyński miał otwarte okno w samochodzie i usłyszał wołanie przedszkolanek o pomoc.
Napastnik nie był wtedy jeszcze zatrzymany, cały czas miał przy sobie nóż. Rozmawiała z nim policjantka, która była po służbie i znalazła się w miejscu zdarzenia.
Ja go od tyłu zaszedłem, po prostu go uderzyłem w łydkę, w tym momencie on stracił równowagę, się nachylił i w momencie, kiedy on się nachylał uderzyłem go kolanem w żebro i w tym momencie on też nóż wypuścił. Jak nóż wypuścił, to go odtrąciłem i potem na nim pani policjantka przysiadła. Jeden z moich kolegów z brygady też podbiegł i trzymał nogi
- mówi pan Grzegorz.
W tym czasie ratownicy prowadzili już walkę o życie pięcioletniego Maurycego.
Trzymałem kciuki za to dziecko, jak widać, nie udało się. Nie dawał żadnych znaków. Ratownicy ostatnie słowa, które powiedzieli to: nie czuć pulsu. Ja już wiedziałem czym to grozi
- mówi mężczyzna.
Pan Grzegorz podkreśla, że nie czuje się bohaterem. 71-latek nie mówił, dlaczego zaatakował. Krzyczał jednego do pracownika śmieciarki, by ten go puścił.