W lutym tego roku zaatakował kobietę, którą poznał w internecie. Gdyby nie jej natychmiastowa reakcja i zmycie żrącego środka czystości z twarzy, mogłaby stracić wzrok.
Lidii S. nie było dziś na ogłoszeniu wyroku. Jej pełnomocnik adwokat Mateusz Łątkowski mówi, że kobieta nie chciała oglądać oskarżonego, do tej pory odczuwa skutki ataku.
Odetchnęła, kiedy oskarżony życzył jej powodzenia i rzekomo zakończył z nią relację, to rzeczywiście wtedy złapała drugi oddech, ale nie na długo, bo do 10 lutego tego roku. Cały czas z tymi skutkami się zmaga i myślę, że jeszcze długo będą jej towarzyszyć. Sąd wyraźnie temu dał wyraz w ustanych motywach uzasadnienia orzeczenia, że ten wyrok ma przestrzegać potencjalnych sprawców tego typu przestępstw
- mówi Mateusz Łątkowski.
Oskarżony będzie musiał zapłacić poszkodowanej także 50 tysięcy złotych, a po wyjściu z więzienia przez 8 lat nie będzie mógł się do niej zbliżać.
Kara jest surowa, ale jak mówił sąd, nie ma tolerancji dla takich zachowań. Choć oskarżony nie miał zarzutu stalkingu - zdaniem sądu - zachowywał się jak stalker. Wiedział o kobiecie dużo więcej niż wynikało z internetowej korespondencji. Pokrzywdzona mówiła w sądzie, że czuła się osaczona.
Oskarżony do ataku się dokładnie przygotował. Zaplanował go, był zamaskowany. Żrącą substancję wlał do strzykawki i wycisnął na twarz kobiety. Później się przebrał i w internecie szukał informacji o tym, ile może mu grozić.
W sądzie nie przyznał się do winy i nie wskazał motywu swojego działania, ale według sądu, to była zemsta za to, że kobieta nie chciała się z nim spotykać w Walentynki.
Wyrok nie jest prawomocny.