Jak poinformowała poznańska Gazeta Wyborcza, włodarz miasta został w zeszłym tygodniu przesłuchany przez funkcjonariuszy. - Cały czas analizujemy sprawę - mówi rzecznik prasowy wielkopolskiej policji, Andrzej Borowiak.
Postępowanie, które w tej sprawie wykonujemy, dotyczy ewentualnego wykroczenia i w tej chwili po analizie prawnej oraz po zakończeniu czynności sprawdzająco-wyjaśniających zostanie podjęta decyzja o dalszym ewentualnie biegu tej sprawy.
Prezydent Poznania tłumaczy, że wypowiedziane przez niego wulgarne słowo było jedynie cytatem. Twierdzi też, że nawiązywał do kryzysu w państwie, a jego język zareagował równie gwałtownie i adekwatnie co społeczeństwo.
Publiczne wygłaszanie słów nieprzyzwoitych sankcjonuje artykuł 141 kodeksu wykroczeń. Za jego złamanie grozi kara nagany, grzywny do 1500 złotych, a nawet ograniczenia wolności. W skrajnym wypadku Jacek Jaśkowiak mógłby utracić mandat prezydenta.
Podobne problemy miała była żona Jacka Jaśkowiaka, Joanna, która wulgarnego słowa użyła w czasie antyrządowej demonstracji. W pierwszej instancji została skazana, a po apelacji sąd ją uniewinnił.