W lutym 2013 roku kobieta wezwała pogotowie po kolejnym ataku padaczki u męża. Ratownicy o pomoc poprosili policję, bo mężczyzna był agresywny. Policjanci mieli go zakuć w kajdanki, a jeden funkcjonariusz przyciskać kolanem do podłogi. Nagle okazało się, że potrzebna jest reanimacja. Mimo podjętych prób - mężczyzna zmarł. Sędzia Michał Grześkowiak mówił, że działania ratowników i policjantów były prawidłowe.
Ze strony żadnego z pozwanych nie wystąpiły takie czynności albo takie zaniechania, które mogły przyczynić się do zgonu mężczyzny. Przeciwnie, biegli uznali, że pogotowie ratunkowe wezwane na miejsce zdarzenia udzielało pomocy w sposób prawidłowy. Był to pacjent bardzo agresywny. Zastosowane środki przymusu w postaci jedynie przytrzymania, okazały się w ocenie biegłych celowe i prawidłowe.
Pani Elżbieta, która razem z córkami pozwała Komendę Miejską Policji w Poznaniu i Wojewódzką Stację Pogotowia Ratunkowego, domagała się odszkodowania i zadośćuczynienia - w sumie prawie trzech milionów złotych. Po wyroku nie chciała go komentować. Decyzja sądu nie jest prawomocna.
Prokuratura, która badała sprawę śmierci mężczyzny, śledztwo w tej sprawie umorzyła. Biegły jako przyczynę śmierci wskazał ostrą niewydolność oddechową związaną z problemami kardiologicznymi. Według pełnomocnika rodziny - sekcja zwłok wykazała, że mężczyzna w dwóch miejscach miał złamany kręgosłup.