Mieszkańcy sąsiednich osiedli narzekają i obwiniają koczujących, którzy przekonują, że nie mają nic wspólnego z pożarami.
- Praca w tej części miasta nie należy do łatwych – tłumaczy oficer prasowy komendy miejskiej państwowej straży pożarnej w Poznaniu, Marcin
Tecław.
Pojawiają się zachowania, które utrudniają nam działania
- zaznacza Marcin Tecław.
Na pożary śmieci narzekają też mieszkańcy. Sprawą od lat zajmuje się radny lokalnego osiedla, Bartosz Werner. Według jego obserwacji, od początku roku było ich ponad dwa razy więcej niż w całym ubiegłym.
My te palące się śmieci czujemy. Ostatnio co chwila się pali, a my jesteśmy zmuszeni to wdychać
- podkreśla Bartosz Werner.
Niepewność na koczowisku. Romowie boją się kolejnych pożarów
Policja nie ustaliła przyczyny pożaru. Nie wiadomo czy doszło do celowego podpalenia, czy przypadkowego zapłonu. Policjanci tłumaczą, że jeżeli nie ma strat ani oficjalnego zgłoszenia od właściciela, to nie ma też dochodzenia.
Sytuację na koczowisku kontroluje Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie. Zastępczyni dyrektorki Anna Zając-Domżał przekazała, że na stałe przebywa tam od 60 do 70 osób i jak mówią, ktoś próbuje ich wykurzyć.
Oni mają takie informacje, że dochodzi do podpaleń i nam o tym mówią. Boją się, że te podpalenia za chwilę będą miały miejsce w ich domkach i dojdzie do tragedii
- mówi Anna Zając-Domżał.
Spór o bezpieczeństwo na koczowisku. Mieszkańcy żądają reakcji służb
W taką wersję wydarzeń nie wierzy Bartosz Werner i oczekuje większego zaangażowania funkcjonariuszy.
Żądamy, aby odpowiednie służby kontrolowały ten teren
- dodaje Bartosz Werner.
Policjanci zapewniają, że funkcjonariusze na bieżąco monitorują sytuację podczas kontroli, w których towarzyszą pracownikom MOPR. Oficer prasowy podkom. Łukasz Paterski poinformował również, że obecnie nie toczy się żadne dochodzenie w sprawie celowych podpaleń. W związku z pożarami śmieci Komendant Komisariatu Poznań Północ poinformował także o stanie tego terenu Wydział Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Poznania.