Przed rokiem na rodzie Śródka w Poznaniu oskarżony podczas legitymowania wyciągnął broń czarnoprochową i strzelił. Policjant został ranny między innymi w brzuch, kobieta została poparzona.
Ranny został także oskarżony, bo policjant oddał strzały z broni służbowej. Dziś Krzysztof J. nie przyznał się do próby zabójstwa, ale potwierdził, że strzelał.
To była sytuacja, gdzie poczucie zagrożenia zdominowało mi po prostu racjonalne myślenie. Świadomość jako taką, co się stało, miałem, jak już leżałem na ziemi. Wyglądało to tak, jakbym patrzył, ale nie miał świadomości, w sensie rejestrowałem tylko obraz, co się dzieje. Tak, jakby ciało działało niezależnie od woli. Wcześniej miałem do czynienia z nadużyciami policji. Byłem w miejscu bez świadków, kamer i oświetlenia. Zacząłem odczuwać tak duży niepokój, poczucie zagrożenie, że w pewnym momencie straciłem kontrolę
- mówił oskarżony.
"Nie wiem, co chciałem zrobić strzelając do policjantów" - mówił oskarżony. Nosił ze sobą broń, by odstraszać zwierzęta - między innymi dziki.
Matka oskarżonego powiedziała w sądzie, że oskarżony od dziecka był leczony neurologicznie i psychiatrycznie. Lekarze rozpoznali u niego padaczkę z sekundowymi utratami świadomości. Z relacji kobiety wynika też, że Krzysztof J. w ostatnich latach zaczął się izolować, unikał ludzi, z domu wychodził tylko wieczorami. Nie chciał się jednak leczyć psychiatrycznie.
Taksówkarz, który z postoju obserwował całe zajście powiedział, że oskarżony celował do policjantów, a funkcjonariusz strzelał tak, by zrobić mężczyźnie jak najmniejszą krzywdę, by go tylko obezwładnić.