Chcący zagłosować na miejscu dowiadywali się, że nie mają jak oddać głosu i muszą poczekać. - Przy dostarczaniu kart wyborczych bierze się pod uwagę konkretną frekwencję - mówi przewodniczący Okręgowej Komisji Wyborczej w Poznaniu sędzia Krzysztof Józefowicz.
To jest 80 proc. potencjalnych wyborców, natomiast liczba wyborców nie jest do końca znana, bo nigdy nie wiadomo, ile osób przyjdzie do danego obwodu na podstawie zaświadczenia o głosowaniu. Gdy kończy się 60 proc. kart, którymi dysponuje obwodowa komisja wyborcza, to ona ma obowiązek nas zawiadomić i wtedy my uruchamiamy rezerwę.
Jak dodaje sędzia Józefowicz, od kilku godzin musi "uruchamiać rezerwy", bo w wielu komisjach frekwencja jest bardzo wysoka. Zapewnia, że chcący zagłosować nie muszą długo czekać na dowiezienie kart.