W wieku 62 lat zmarł Zbigniew Burkietowicz, z wykształcenia geograf, dyrektor słynnej „Poznańskiej 13". To szkoła podstawowa, a przez lata także gimnazjum, współpracujące z Lechem Poznań. „Trzynastka" wychowała wielu znanych byłych i czynnych piłkarzy, m.in. Artura Wichniarka, Karola Linettego oraz Dawida Kownackiego i zawsze słynęła z umiejętnego łączenia edukacji z rozwojem sportowym swoich wychowanków.
Zbigniew Burkietowicz był jej dyrektorem ponad ćwierć wieku, aż do śmierci. W tym roku szkolnym przebywał jednak na urlopie zdrowotnym. Od lat 90. był też aktywnym radnym osiedlowy na poznańskim Starym Mieście.
To, co o Zbyszku pisze i mówi się dzisiaj, to wiedziałem już przy pierwszym naszym spotkaniu w 1985 r., gdy – chociaż jako jedyny w 1975 na uniwersyteckim wydziale absolwent z dyplomem z wyróżnieniem - powróciłem właśnie po 10 latach do Poznania jako „polityczny” ze „zsyłki” do Białegostoku. Zbyszek był pierwszą w Poznaniu osobą, z którą - na szczęście dla mnie i to przez cztery lata – dzieliłem w dwójkę pokój w budynku poznańskiej AWF przy ul. Rybaki. Zbyszek zajmował się geografią turystyczną, ja – zagospodarowaniem turystycznym (zbiegiem okoliczności objąłem przedmiot po zmarłym przedwcześnie docencie Lechu Dębskim; gdyby nie jego śmierć, pewnie nigdy ze Zbyszkiem byśmy się nie spotkali).
I jemu i mnie było niewygodnie w mało etycznym, obłudnym, pozorowanym, nieszczerym środowisku akademickim (to – niestety - specyfika całego znanego mi osobiście życia akademickiego Polski). Kłóciło się to z naszym poczuciem etyki, uczciwości, odpowiedzialności. Często o tym rozmawialiśmy.
Zatem, nie było zdarzeniem przypadkowym, że w zasadzie w tym samym momencie rozstaliśmy się z tym środowiskiem: on – dla praktycznej pedagogiki (szkoły), ja - dla biznesu.
Później spotkaliśmy się jeszcze przypadkowo parę razy „na mieście”, na ulicy, chyba na jakimś koncercie (nie było to możliwe zbyt często, bo w zasadzie przez dziewięć lat pracowałem w Warszawie). Z gorącą pasją opowiadał mi o swojej pracy w szkole, głównie jej stronie wychowawczej, w której się wreszcie doskonale czuł. Radował mnie tym.
Nikogo z moich znajomych nie chcę urazić, ale muszę to publicznie wyznać: osoby tak wysokiej etyki, dobroci, braku zawiści o cokolwiek, o tak wielkim ludzkim cieple w moim życiu zawodowym nie spotkałem.
Zbyszku, przez zasługi Twego dobrego życia możesz „tam” o sobie, słowem Horacego powiedzieć (nie wiem czy powiesz, boś chyba i tam ciągle za skromny): non omnis moriar …
Nie zapomnę. S.
Wiadomość o śmierci Pana wstrząsnęła mną dogłębnie,
trudno pogodzić się z tak wielką stratą.
Rodzino Pana Dyrektora,Przyjaciele ,Uczniowie przyjmijcie ode mnie wyrazy najszczerszego współczucia i żalu.
Jak trudno żegnać na zawsze kogoś tak wspaniałego,kogoś kto jeszcze mógł być z nami