Jaś przyjechał autobusem ze szkoły, gdzie na ostatniej lekcji miał religię. Na przystanku, do którego wprost prowadzi przejście dla pieszych, czekała babcia. Chłopiec wszedł przed nią na pasy, gdy od strony Środy Wielkopolskiej nadjechał Volkswagen New Beetle kierowany przez 72-letnią kobietę i z całym impetem uderzył w 7-latka. Dziecko przeleciało kilkadziesiąt metrów.
Na ratunek rzucił mu się obecny na miejscu dziadek i podjął reanimację. Niestety, chłopiec zmarł.
W miejscu wypadku stoi krzyż, znicze, zabawki, maskotki i drewniany stołek. Dziś przysiadła na nim na chwilę chrzestna Jasia. W takich chwilach trudno rozmawia się zarówno dotkniętym tragedią ludziom, jak i nam, dziennikarzom. W rozmowie oczywiście bez mikrofonu dowiedzieliśmy się, że kobieta z Volkswagena jechała szybko i nawet nie hamowała, jakby w ogóle nie widziała dziecka. Rzeczywiście, na jezdni nie ma śladów.
Na drewnianym stołku do niedawna siedział dziadek, niemogący pogodzić się z tragedią. Jaś był jego jedynym wnuczkiem. Nawet dziś, gdy miejsce wypadku widoczne jest z daleka, niewielu kierowców tu zwalnia, choć to teren zabudowany. W piątek odbędzie się pogrzeb chłopczyka.