NA ANTENIE: Krolewski wieczor/
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Osobiście! To nie moja bajka! - recenzja filmu "Akademia pana Kleksa"

Publikacja: 28.12.2023 g.15:03  Aktualizacja: 29.12.2023 g.11:27 Joanna Divina
Poznań
Recenzja Joanny Diviny.
Akademia pana Kleksa -  Kleks Academy
Fot. Kleks Academy

Jestem z pokolenia, które w dzieciństwie po obejrzeniu filmu „Akademia pana Kleksa” w reżyserii Krzysztofa Grabowskiego, marzyło, by dostać się do Akademii prowadzonej przez profesora Ambrożego Kleksa. Znaliśmy na pamięć wszystkie filmowe piosenki, które skomponował genialny Andrzej Korzyński. Zadręczaliśmy rodziców prośbami, by kupili nam kolorowe piegi, które były najwyższą odznaką, jaką można było zdobyć w Akademii. I wszyscy, bez wyjątku, baliśmy się strasznej sceny marszu wilków, którą dodatkowo wzmacniała muzyka TSA. Dziś mogę powiedzieć świetna muzyka, wtedy tak jej nie oceniałam. Bałam się, jak nie wiem co! Dziś zastanawiam się dlaczego ta scena, owszem widowiskowa i rodem z horroru, w ogóle pojawiła się w filmie dla dzieci i młodzieży?!

Co prawda nie rozumiałam też, dlaczego wstęp do zaczarowanego świata ekscentrycznego naukowca mają tylko chłopcy, bo przecież dziewczyny też są wyjątkowe, mądre i mają wiele talentów. Na szczęście moja wyobraźnia nie miała takich ograniczeń i mogłam snuć plany, co by było gdyby… 

Co by jednak nie mówić to „Akademia pana Kleksa” z 1983 roku podobała się chyba wszystkim dzieciakom i rodzicom, choć obecnie może razić infantylnością, złymi nawykami – który rodzic dziś pochwali posiłki składające się ze słodyczy i wspomniane piegi, dzięki którym profesor kontrolował sny chłopców?

Niesiona sentymentem i ciekawością, jak w dzisiejszych czasach wygląda Akademia najsłynniejszego profesora mojego dzieciństwa, wybrałam się do kina na przedpremierowy seans „Akademia pana Kleksa” w reżyserii Macieja Kawulskiego. Ta wersja, uprzedzam, jedynie nawiązuje do oryginału. Namawiałam na film swojego nastoletniego syna, ale ten po obejrzeniu trailera powiedział krótko: „Mamo, wybacz, ale kompletnie mnie to nie interesuje”…

Sala kinowa była wypełniona po brzegi – rodzice z dziećmi 5-12 letnimi, pary zbliżone wiekowo do mojego, młodzi 20-30 latkowie. Każdy był ciekawy nowego pana Kleksa.

W najnowszej ekranizacji powieści Jana Brzechwy spotkamy, a i owszem, nowego pana Kleksa, w tej roli Tomasz Kot, szpaka Mateusza zagrał Sebastian Stankiewicz, Doktora Paj-Chi-Wo, w którego wcielił się fantastyczny Piotr Fronczewski, Adę córkę Adasia Niezgódki zagrała kilkunastoletnia aktorka, która debiut w filmie dawno ma za sobą, Antonina Litwiniak oraz królową Wilkusów – demoniczną, charyzmatyczną i po prostu najlepszą Danutę Stenkę. I co najważniejsze i zaskakujące jednocześnie, mając w pamięci zapis literacki i ten filmowy z 1983 roku, w Akademii pojawiły się dziewczyny! I to one zdominowały cały film! Chłopcy mało wyraziści stanowili jedynie tło dla swoich koleżanek.

Zacznijmy zatem od przedstawienia głównej bohaterki. Ada, córka mistrza bajek Adasia Niezgódki, która mieszka w Nowym Jorku (dlaczego tam??), na wszystko ma plan, podchodzi do życia zadaniowo, wszystko musi u niej działać jak w zegarku. Nie wierzy w marzenia. Przypomina trochę kobietę doświadczoną przez życie, którą nic już nie bawi ani nie wzrusza. I to właśnie ona otrzymuje najważniejsze i najtrudniejsze zadanie! Musi uznać za prawdę, że magia istnieje, obudzić i odkryć na nowo w sobie dziecko i uwierzyć, że ma ogromną moc sprawczą. I jeszcze dodatkowo musi napisać swoją bajkę. Ten wątek wywołuje ból w sercu. Ada jest symbolem dzisiejszych czasów i dzieciaków, jej rozterki są rozterkami naszych dzieci. Nie każde, tak jak filmowa Ada, odnajdzie w sobie siłę, by uwierzyć w siebie. Potrzebni do tego są dorośli! Ich wsparcie, mądrość i empatia. Ada w końcowej scenie pokazuje, że dzieciaki widzą więcej niż nam dorosłym się wydaje. Niezła jest też lekcja, która polega na eliminacji słowa „ale” i zastąpienie go słowem „więc”. Spróbujcie wprowadzić tę zasadę w swoim życiu. Nie jest to łatwe jednak warto zmienić myślenie. Człowiek ma wówczas poczucie, że wszystko w życiu jest możliwe!

Ciekawy jest też język jakim posługują się Wilkusy. Został stworzony przez twórców specjalnie na potrzeby filmu. Rodzice maluchów muszą pamiętać, by czytać im tłumaczenie, które pojawia się na ekranie. Z nowości w filmie warto odnotować pojawienie się dzieci z różnych zakątków świata. W Akademii spotkamy ubogą dziewczynkę z Brazylii, która marzy o karierze stand-uperki, chłopaka z Meksyku, który nie rozstaje się z gitarą, trochę jak Antonio Banderas w filmie „Desperado”. Jest też młoda Japonka ćwicząca sztuki walki chodząca tylko w dresie, dla odmiany i podkreślenia tożsamości narodowej dziewczynkę z Ukrainy ubrano w ludowy strój, w którym pojawia się w każdej swojej scenie... Jak widać twórcom nie udało się uciec od stereotypów. Za to plus za pomysł z fontanną Babel. Dzieci po wypiciu z niej wody mówią jednym zrozumiałym dla wszystkich językiem. Szkoda, że później zabrakło pomysłu na to międzynarodowe dziecięce towarzystwo. Odniosłam wrażenie, że ta przypadłość nader często dotykała ekipę współczesnej wersji „Akademii pana Kleksa”. I na pewno nie umknął widzowi mocny chaos, urywane sceny i szybki montaż, zazwyczaj bez zachowania ciągu tematycznego. Trudno zaangażować się w scenę, która po momencie znika! Mój przyjaciel, autor wideoklipów, z którym oglądałam film, wielokrotnie powtarzał podczas seansu: „Przecież to jest teledysk! Gość zrobił dwugodzinny teledysk!!” 

Akcja filmu rozgrywa się między innymi w renesansowym pięknym klimatycznym zamku w Gołuchowie (podobnie jak w pierwszej wersji z 1983 roku, wówczas sceny kręcono również w Gołuchowie, w parku-arboretum i na zamku). Tylko, że klimatu i wyjątkowości tego miejsca trudno szukać w filmie. Nie wykorzystano jego potencjału. Scenografia jest przytłaczająca i trąci myszką, zwłaszcza we wnętrzach zamku, gdzie w komnatach próbowano stworzyć magiczną atmosferę, a wyszło tak jak zawsze…  mamy duchotę i obrazki z typowej salki muzealnej z lat ’80. Cóż, jaki reżyser taki Hogwart.

Co do zdjęć, to pewnie każdy z widzów będzie miał swoją opinię. Dla mnie były przejaskrawione i kiczowate. Ile razy można pokazywać ten sam pejzaż w barwie magenta? Młodzi widzowie oglądają naprawdę sporo filmów różnych twórców i mają porównanie. Czy docenią i będą zadowoleni z efektów specjalnych w tym filmie? Szczerze wątpię…

Na plus dla filmu muszę mocno podkreślić przesłanie, które mocno wybrzmiewa w końcowej scenie, by konflikty rozwiązywać bez użycia siły i przemocy! By nie dążyć do zemsty za wszelką cenę, bo poczucie rewanżu za krzywdy satysfakcjonuje tylko na chwilę i jest szkodliwe. Przebaczenie jest trudne, ale życie w pojednaniu daje ogromną energię wewnętrzną i spokój. I wspomaga nasze życie i rozwój. I to jest najważniejsze, by zostało w świadomości każdego widza „Akademii pana Kleksa”.

Przez cały seans jednak walczyłam sama ze sobą. Wyjść? Czy wytrwać do końca? Znużenie, znudzenie i poczucie zażenowania towarzyszyły mi praktycznie od początku do końca  filmu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak bardzo zmęczyło mnie oglądanie filmu, bo najczęściej przełączam kanał, wyłączam TV lub po prostu opuszczam salę. 

I jeszcze na zakończenie, to czego zabrakło mi w tym filmie czyli… czarów, magii!!! Nowy pan Kleks też nie przekonuje, jest do bólu przerysowany! Gdzie podziała się jego charyzma? Moc i tajemnica? Niestety to nie moja bajka.

Pan Kleks często powtarza w filmie: „A to feler…”

No właśnie, panie profesorze, w tym się zgadzamy! 

https://radiopoznan.fm/n/8XY4gE
KOMENTARZE 2
Darkhem Nowak
Darkhem Nowak 21.01.2024 godz. 09:53
Ten film to katastrofa. Chciałem wyjść w połowie filmu. Nie polecam.
michal alankiewicz
michal alankiewicz 30.12.2023 godz. 12:04
Oj jak ja się z Toba zgadzam. Sama osoba Pana Kleksa była rażąco wręcz irytująca. Już chociażby sam fakt, że oddał akademię bez walki a sam wyglądał na skrajnie wystraszonego kompletnie nie pasuje do prawdziwego Ambrożego Kleksa który był mistrzem magii i Kung-fu. Musze jak najszybciej zapomnieć o tym filmie :(