Miejscowi do meczu przystąpili po trzech ligowych porażkach z rzędu. I od samego początku najwyraźniej chcieli nakreślić inny scenariusz niż to miało w pojedynkach przeciwko Stali Mielec, Wiśle Płock czy Śląskowi Wrocław. Już pierwsza akcja poznaniaków mogła zakończyć się powodzeniem – Kristoffer Velde uderzył mocno po ziemi, lecz Frantisek Plach nogami obronił strzał Norwega.
Gospodarze poczuli się jeszcze pewniej, choć w składzie zabrakło kontuzjowanego napastnika Mikaela Ishaka oraz Joao Amarala, który usiadł na ławce rezerwowych. W następnej akcji zastępujący Amarala jego rodak Sousa miał sporo czasu by dokładnie przymierzyć i bramkarz gości nie był w stanie zapobiec utracie gola.
Gliwiczanie sprawiali nieco zaskoczonych sytuacją i dopiero po 20 minutach udało im się wypchnąć rywali z ich własnej połowy. Bednarek nie miał jednak zbyt dużo pracy, ale w 33. minucie trochę uśmiechnęło się do niego szczęście po niecelnej główce Jakuba Czerwińskiego.
Po obiecującym początku, tempo spotkania w końcówce pierwszej odsłony mocno spadło. Gościom brakowało atutów w ofensywie, Lech zadowolony z prowadzenia starał się szanować piłkę. Tuż po zmianie stron niezłą okazję miał Heorhij Citaiszwili, lecz zbyt długo szukał miejsca do oddania strzału i piłkarze Piasta zablokowali jego uderzenie. Goście najlepszą okazję do wyrównania mieli w 56. minucie - Damian Kądzior dośrodkował wzdłuż bramki, a zamykający akcję Arkadiusz Pyrka nieczysto trafił w piłkę.
Kądzior od dłuższego czasu był "przymierzany" do Lecha, oba kluby długo negocjowały warunki przejścia piłkarza, ale ostatecznie skończyło się tym, że 30-letni pomocnik kilka dni temu... przedłużył kontrakt z Piastem do czerwca 2025 roku. W niedzielnym meczu przeciwko swojemu niedoszłemu pracodawcy był jednak mało widoczny.
Lech miał kłopot z kreowaniem sytuacji, ale z pomocą przyszli gliwiczanie. Grzegorz Tomasiewicz stracił piłkę na swojej połowie i Citaiszwili znalazł się w sytuacji sam na sam z Plachem. Gruzin powinien sam sfinalizować akcję, ale szukał Michała Skórasia, a wracający Constantin Reiner zdążył przeciąć podanie.
Potem było już dużo szarpanej gry z obu stron, piłkarze czasami nie przebierali w środkach i zaczęli się wzajemnie prowokować. Sędzia Tomasz Kwiatkowski żółtymi kartkami musiał temperować zachowania zawodników.
W doliczonym czasie gry goście prostymi środkami szukali drogi do bramki, ale defensywa Lecha grała bezbłędnie. Lechici mieli jeszcze jedną szansę na podwyższeniu wyniku – Amaral wyprowadził kontrę, miał trzech partnerów obok siebie i tylko dwóch obrońców rywali. Rozegranie pozostawiło jednak wiele do życzenia i cała akcja skończyła się tylko rzutem rożnym. Po chwili arbiter zakończył to dość przeciętne spotkanie.