Listy protestacyjne środowisk lewicowych, choć często dotyczą spraw ważnych, zwykle są co najmniej zabawne, więc z wielką ochotą zagłębiam się w kolejny, dotyczący tym razem obrzucenia jajkami kościoła garnizonowego w Poznaniu przez wicedyrektorkę Galerii Miejskiej Arsenał.
Z listu opublikowanego przez Gazetę Wyborczą wynika, że gest pani Zofii Nierodzińskiej zrodził się z wyższych pobudek. Napisano, że "wracając z zakupów", czyli przechodząc (przypadkowo) z jajkami koło kościoła garnizonowego, postanowiła ona symbolicznie zaprotestować przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego, zakazującego aborcji eugenicznej i "rzuciła trzema jajkami" w napotkany kościół, a konkretnie w "zewnętrzne drzwi zamkniętego kościoła". Ten fragment listu w obronie pani Zofii ma znaczenie nie tylko symboliczne, ale i utylitarne - nikt nie zarzuci jej, że wybrała się do kościoła z jajkami wyciągniętymi z lodówki, a więc, że działała z premedytacją, co zwykle stanowi okoliczność obciążającą. Próbuję rozgryźć znaczenie akurat "trzech jajek" i "drzwi zewnętrznych", ale na razie nic, poza próbą umniejszenia występku pani Nierodzińskiej, do głowy mi nie przychodzi. Ja bym posunął się dalej i napisał, że jajek kupiła więcej, a rzuciła tylko trzema, co stanowiłoby z kolei okoliczność łagodzącą.
Dlaczego piszę "występek", choć przecież to było tylko obrzucenie trzema jajkami zamkniętych drzwi kościoła? Może dlatego, że tak jak list protestacyjny ma znaczenie symboliczne dla jego sygnatariuszy, tak budynek, w który rzucała pani Nierodzińska, ma znaczenie symboliczne dla tych, z których podatków utrzymywana jest pani wicedyrektorka? To jest oczywistość, ale podpisani pod listem profesorowie i profesorki, naukowcy i "naukowczynie" udają, że tego nie wiedzą, tak jak udają, że nie jest im znana reguła ortograficzna mówiąca, że słowo "Kościół", używane w odniesieniu do instytucji, piszemy wielką literą, a nie tak jak w piśmie podpisanym przez nich, małą. Jasne, że chodzi o to, żeby Kościołowi maksymalnie mocno dokuczyć w liście, który powstał w proteście przeciwko wyimaginowanej nienawiści, jaka miała się wylać na Zofię Nierodzińską po jej występku.
Każdy, kto przeczytał choć trzy listy protestacyjne środowisk lewicowych wie, że jedną z ich cech charakterystycznych jest odwracanie pojęć. Dlatego obronę Kościoła określa się w tym piśmie właśnie mianem "nienawiści". Czyli nie jest nienawiścią pójście pod kościół i obrzucenie go jajkami, a jest nienawiścią protest przeciwko temu ludzi, dla których ten kościół jest miejscem uświęconym. Czego chcą autorzy i sygnatariusze listu, oprócz dokuczenia Kościołowi katolickiemu? Domagają się od policji i żandarmerii wojskowej umorzenia dochodzenia w tej sprawie, a Zarząd Miasta ma "podjąć działania zmierzające do zapewnienia bezpieczeństwa pracy osobom biorącym udział w protestach społecznych".
Gdyby ludzie płacący w Poznaniu podatki, z których utrzymywana jest miejska galeria, nie wiedzieli czym zajmuje się w pracy dyrekcja tej instytucji, list to wyjaśnia - protestami społecznymi, a w tym konkretnym przypadku, rzucaniem trzema jajkami w zamknięte zewnętrzne drzwi kościoła. Nie chcę się czepiać i stawiać publicznie pytania, czy dyrektor Nierodzińska chadza na zakupy, będąc w pracy? Może po prostu poszła po coś do jedzenia (trzy jajka) w czasie przysługującej jej przerwy, nie bacząc na to, że ulica Szamarzewskiego oddalona jest o 45 minut drogi piechotą w jedną stronę od siedziby galerii miejskiej Arsenał?
Nie piszę tego, żeby kpić z pani Nierodzińskiej, której konsekwencję poglądów na swój sposób podziwiam. Kpię z ludzi, którzy chcą uchodzić, i są uważani za autorytety, a którzy podpisali się własnym nazwiskiem pod listem pełnym zabawnych wpadek. Jak na przykład ta, że
"gest Zofii Nierodzińskiej pokazuje jasno i wyraźnie to, co wszystkie myślimy i czujemy - naszą niezgodę i opór wobec niedemokratycznych i niewybranych przez nas władz kościelnych, które chcą decydować o naszym życiu i zdrowiu".
Tak, pod fragmentem zarzucającym Kościołowi niedemokratyczny charakter, podpisało się sporo antropologów kultury i humanistów wszech dziedzin. Nie wiemy, kto redagował ten list, ale wiemy, kto się pod nim podpisał. Jest trochę organizacji, których nazwy niewiele mi mówią, takich jak "Black Ventus Protest", "Kolektyw PyRa", czy "Nowy Byt Feministyczny" (a co ze starym?). Podpis złożył też (!) "Strajk Kobiet". List podpisało sporo artystów, w tym prof. UAP Izabella Gustowska, działaczy LGBT na czele z Bartem Staszewskim, lewicowych publicystów z Jasiem Kapelą, ale i wielu studentów.
W kontekście merytorycznej słabości tego listu szczególnie zadziwiają nazwiska ludzi opatrzone tytułami naukowymi, czy pracowników poważnych miejskich instytucji, jak Centrum Kultury Zamek. Żeby była jasność - każdy z tych ludzi ma prawo protestować, podpisywać się pod listami otwartymi, czy zamkniętymi, szczególnie gdy weźmie się pod uwagę ciśnienie środowiska. Ale może przed złożeniem własnego nazwiska pod dokumentem, warto go po prostu przeczytać i zredagować, by głupio nie trwonić swojego dorobku?