"To jest oszukiwanie konsumentów, że jeżeli wpuścimy takie produkty, to żywność w Polsce będzie tańsza" - mówił w porannej rozmowie Radia Poznań były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski.
Jeżeli wykończymy polską konkurencję, to ta żywność ze świata przestanie już być tania, więc komsumneci nic z tego nie odczują, a na pewno bardzo mocno uderzy to w polskie rolnictwo i doprowadzi do tego, że jego produkcja spadnie, wiele gospodarstw zbankrutuje i ludzie będą musieli przenosić się za pracą do miast, gdzie właściwie też nie ma przygotowanych ani miejsc pracy ani mieszkań. Jest to absolutna degrengolada
- mówi Jan Krzysztof Ardanowski.
Gość porannej rozmowy mówił, że Komisja Europejska prze do ograniczenia produkcji rolniczej w UE. Powołał się na głosy dyplomatów z Europy Zachodniej, którzy widzą w tym interes Niemiec.
Niemcy chcą dostarczać swoją produkcję przemysłową, którą się duszą, do dużych obszarów świata, gdzie jest rozwinięte tylko rolnictwo w zamian za żywność
- mówił Jan Krzysztof Ardanowski.
Poniżej pełny zapis rozmowy:
Cezary Kościelniak: Dziś gościem jest poseł PiS Jan Krzysztof Ardanowski, były minister rolnictwa i rozwoju wsi. W piątek - 9.02 - będzie ogólnopolski protest rolników. Wymieniane są dwa powody tego protestu. Pierwszy to wpuszczanie żywności z Ukrainy oraz drugi to unijne normy ekologiczne, których konsekwencją może się stać wyeliminowanie małych gospodarstw z rynku. Zacznijmy jednak od Ukrainy - jakie skutki dla rolnictwa może przynieść otwarcie rynku na produkty rolne od naszego wschodniego sąsiada?
Jan Krzysztof Ardanowski: Jest to droga do zniszczenia rolnictwa zarówno polskiego, jak i szerzej unijnego. To jest przedsmak tego, co przeżyliśmy, kiedy bez opamiętania wpłynęła ogromna ilość zboża z Ukrainy. Ona została w pewnym momencie powstrzymana bez rząd PiS, ale było to zdecydowanie za późno i my cały czas liżemy rany, jeżeli tak można powiedzieć, po tym zalaniu polskiego rynku zbożem. Jeszcze byśmy musieli przez długi czas próbować odzyskiwać równowagę rynkową, a jeżeli tak, jak sobie Komisja Europejska życzy, nie będzie żadnych ograniczeń - przypomnę, że kilka dni temu komisja wyraziła zgodę na bezcłowy import, bez żadnych ograniczeń do UE do czerwca 2025 roku, czyli praktycznie jeszcze półtora roku - to będzie uderzenie, którego polskie rolnictwo nie przeżyje. Zaczną upadać gospodarstwa, rolnicy porzucą gospodarstwa. Jednocześnie jest to dramatyczne uzależnienie się od żywności zewnętrznej.
Właśnie chciałem zapytać, czy to ma wpływ na nasze bezpieczeństwo żywnościowe? Szczególnie taka sprawa, że bylibyśmy uzależnieni od państwa, które jest w stanie wojny, więc to ryzyko jest dodatkowe. Czy faktycznie potwierdzałby pan takie ryzyko czy jest to tylko taki publicystyczny argument?
Nie, to jest ogromne ryzyko. Bezpieczeństwo żywnościowe może zapewnić tylko własne rolnictwo. W dłuższej perspektywie czasu tylko własne rolnictwo nowoczesne, wydajne, dobrze produkujące może zapewnić bezpieczeństwo żywnościowe dla prawie 500 mln obywateli UE. Polskie rolnictwo jest na takiej drodze rozwoju, wzrostu produkcji, innowacyjności, dużych zmian zachodzą. Wielkopolska jest może szczególnym, największym przykładem i jeżeli zlikwidujemy to rolnictwo, a import z Ukrainy plus chora polityka UE, która się z tym wiąże do tego doprowadzi, to w dłuższej perspektywie nie będzie bezpieczeństwa żywnościowego. Przeżywaliśmy w okresie pandemii zerwanie łańcuchów dostaw. Statki nie pływają, samoloty nie latają, samochody nie jeżdżą...
Słynny brak cukru w sklepach na przykład.
I możesz mieć pieniądze i będziesz głodny chodził i z głodu umrzesz, dlatego nie można uzależniać Europy, UE od żywności czy to z Ameryki Południowej, jak by to chciała komisja, czy z Nowej Zelandii czy z Ukrainy. My zresztą nie pomagamy Ukrainie w żaden sposób otwierając te rynki, nabijamy kabzę międzynarodowym firmom, silnym grupom lobbystycznym, które pasożytują na rolnictwie ukraińskim Tam rolnicy ukraińscy nie mają nic do powiedzenia, a jednocześnie te grupy finansowe, te wielkie koncerny międzynarodowe mają silne możliwości lobbowania w Brukseli, stąd ta polityka UE takiego silnego otwarcia. Oczywiście okraszona opowiadaniem o tym, że my tu pomagamy, wspieramy Ukrainę w czasie wojny. Taka polityka jest realizowana. To szkodzi absolutnie rolnictwu i rolnicy to doskonale rozumieją. Jeśli rolnictwo zostanie raz zniszczone, to ono nigdy już nie wróci do siły.
Jest jeszcze jeden argument, który zwolennicy otwarcia rynku powtarzają. Mówi się o tzw. tańszym stole, to znaczy, jeśli wpuścimy tańsze produkty, to zakupy żywnościowe będą tańsze. Jak by się pan odniósł do tego argumentu?
To przecież jest bzdura. To jest tylko takie oszukiwanie konsumentów. Polska żywność w dalszym ciągu jest stosunkowo niedroga na rynku europejskim, również z faktu niezbyt wysokich dochodów polskich rolników, z faktu także, że tak funkcjonuje wspólna polityka rolna, że są różnego rodzaju systemy wsparcia, subwencji, dotacji po to, żeby obniżać ceny żywności płaconej przez konsumentów. Mówienie o tym, że żywność z zagranicy będzie tańsza jest oszukiwaniem konsumentów. U nas jest tak długo tańsza, dopóki mamy własną żywność, dopóki jesteśmy konkurencyjni, dopóki możemy kupić na polskim rynku, to wtedy to, co płynie z zagranicy, jest tańsze, jeżeli wykończymy polską konkurencję, to ta żywność ze świata przestanie już być tania, więc konsumenci nic z tego nie odczują, a na pewno bardzo mocno uderzy to w polskie rolnictwo i doprowadzi do tego, że jego produkcja spadnie, wiele gospodarstw zbankrutuje i ludzie będą musieli przenosić się za pracą do miast, gdzie właściwie też nie ma przygotowanych ani miejsc pracy ani mieszkań. Jest to absolutna degrengolada. Komisja Europejska prze do tego z jakimś uporem tak, jakby jakieś inne interesy, bo przecież nie o pomoc Ukrainie chodzi, chciała realizować. To wpisuje się w jakiś chory ideologiczny zamysł ograniczenia produkcji rolniczej w UE, bo przecież to, co jest zdefiniowane w zielnym ładzie, co jeszcze teraz chcą zaostrzyć - szybciej ograniczenia wprowadzać - sprowadza się do tego, że rolnictwo ma się zwijać. Mają być zwiększone tereny chronione w Europie do 30 procent.
No właśnie, bo chciałem zapytać pana jako byłego ministra, ponieważ faktycznie KE na razie doradza, by zeroemisyjność osiągnąć w 2040 roku, ale czy to oznacza mniejsze spożycie, bo to oznacza jednam zwinięcie rolnictwa, Czy to oznacza zwiększenie importu, czyli ta żywność nieprodukowana będzie importowana czy to jest takie trochę utopijne założenie ludzie będą - przepraszam za kolokwializm - mniej jeść? Jak to jest?
Nie, oczywiście, że mniej jeść nie będą. Tyle będą jedli, ile do tej pory nawet marnując znaczną część żywności, co jest grzechem i głupie. Natomiast redukowanie produkcji europejskiej wymusi import z innych terenów, z terenów pozaunijnych. Może zresztą o to chodzi, bo dopóki istnieje polskie rolnictwo, rolnictwo w innych krajach UE, ono jest powiązane z rynkiem, z odbiorcami, z przetwórcami, tu władza niewiele może w tym mieszać i nie może zbyt wiele ingerować. Natomiast jeżeli żywność będzie pochodziła z zewnątrz, to ten, który ją importuje, kto wyraża na nią zgodę, na ten import, ten będzie rządził społeczeństwami. To nie jest moje zdanie, to, co za chwilę powiem. Mówią o tym między innymi dyplomaci z krajów Europy Zachodniej, że najbardziej prą do tego uzależnienia Europy od żywności zewnętrznej, Niemcy, którzy chcą szukać nowych rynków zbytu na swoją produkcję przemysłową, którą się duszą, które mają wyjątkowo dużo - samochodów, sprzętów gospodarstwa domowego itd., itd., i chcą to dostarczać do dużych obszarów świata, gdzie jest rozwinięte tylko rolnictwo, bo tam tych wyrobów przemysłowych brakuje, a zapłatą czy z Brazylii czy Argentyny, Urugwaju, Paragwaju, Nowej Zelandii czy Ukrainy, będzie żywność z tych terenów, którą będą, tak się dziwnie składa, dystrybuowały Niemcy. To, co nie wyszło z niemieckim, gazem, czyli to w Niemczech miał być kurek.
Ten hub gazowy dla całej Europy, to teraz tak ma być z żywnością?
Proszę zauważyć, że z punktu widzenia Rosjan, to jest nielogiczne, bo gdyby chcieli na gazie dobrze zarabiać, to czym więcej mają połączeń z różnymi krajami, to tym bardziej mogą grać i na tym zarabiać. Gaz miał płynąć do Niemiec i tam miała być ta rozdzielnia tego gazu. Grzeczny i posłuszny gaz by dostał po niższej cenie, ten nieposłuszny by może w ogóle nie dostał na zimę i to samo chcą powtórzyć z żywnością, dlatego nie można do tego dopuścić. Rolnicy to czują i rozumieją. Są przeciwni również Zielonemu Ładowi, który jest nieprzeliczony. Kiedy w 2019 roku KE ogłaszała - nie konsultując z nikim, nie pytając żadnego kraju...
Ale panie ministrze, ale premier Morawiecki, czy polityk Zjednoczonej Prawicy podpisał też ten Zielony Ład.
Na to się zgodziła cała Europa. Ja pamiętam, kiedy była pierwsza propozycja na Radzie Ministrów w Brukseli, to to zostało przedstawione tak ładnie, tak miło, tak przyjemnie, że przecież nic się nie pogorszy, rolnictwo będzie kwitło, a jeszcze dodatkowo będziemy dbali o bioróżnorodność.
Czyli też daliście się wciągnąć jako prawica w tę narrację.
Cała Europa dała się w tę narrację wciągnąć. Dopiero kiedy zaczęły się pojawiać dokumenty wykonawcze, że to jest niszczenie rolnictwa. Dla mnie najbardziej przykre w tym wszystkim jest to, że twarzą Zielonego Ładu jest pan Janusz Wojciechowski - komisarz z Polski.
Również przedstawiciel PiS. Czy macie w takim razie taki frakcyjny spór w tym momencie?
Delegowany przez PiS do Brukseli. Myślę, że on próbuje swoją nieudolność czy też brak oddziaływania, wpływów tłumaczyć tym - on kilka dni temu powiedział, że Zielony Ład to przez niego został wymyślony i on jest polityką, która z Polski została przeniesiona do Europy.
Czyli panie ministrze, pan się odcina od pana Wojciechowskiego, od tego działań?
Ja chcę zaprzeczyć, by polityka PIS, program rolny, przy którym również pracował w 2014, 2015 roku, zakładał takie głupoty, jakie prezentuje Zielony Ład. Słyszę głosy rolników całej Europie, którzy mówią z wielką niechęcią - mówiąc delikatnie o komisarzu Wojciechowskim, który jest twarzą Zielonego Ładu. Niezależnie, kto jest twarzą, czy tam większy wpływ ma Timmermans czy pani von der Leyen czy inni politycy, Zielony Ład jest zagrożenie dla rolnictwa i jest, jak pan wspomniał na początku, jednym z podstawowych postulatów jest zniesienie Zielonego Ładu i odejście od duszenia, mordowania rolnictwa europejskiego i sprowadzania żywności spoza UE, w tym Ukrainy.
Na koniec chciałbym zapytać pana o ocenę działań pana ministra Michała Kołodziejczaka. Widać, że on jest aktywny, jest na granicy, kontroluje. Widać też, że gdyby jego poglądy przywołać, to one są zbliżone do pańskich. Ocenia pan pozytywnie, neutralnie czy negatywnie działania pana ministra Kołodziejczaka?
To jest złożona ocena. Ja oczywiście widzę jego aktywność. Czy ona jest głównie napędzana chęcią popularności, promocji, to pewnie nie jest jedynym politykiem, który ma parcie na szkło, który chce się pokazywać.
Jest skuteczny czy nie pańskim zdaniem?
Pokazuje na granicy i incydentalnie jest to jak najbardziej dopuszczalne, że są fałszowane kwity przewozowe, że co innego w dokumentach, co innego pod plandeką, że również nędznej jakości żywność z tej Ukrainy idzie, a ja słyszałem przecież cały czas, jeszcze parę miesięcy temu - na granicę jeździł minister Telus, że do Polski nic nie wpływa, że jest absolutnie szczelna granica, że to, co jedzie dalej, to jest tranzyt przez Polskę.
Czyli minister Telus też się mylił, krytykuje pan pana posła Telusa?
Ktoś go wprowadzał w błąd i on nie był w stanie tego zweryfikować, bo przywoził uspokajające informacje, że na granicy wszystko w porządku. Z jednej strony rolnicy informowali również mnie i pana ministra Telusa, że jest łamane prawo, że wjeżdżają do Polski transporty, które trafiają do polskich firm, że nie ma skutecznego nadzoru nad tranzytem, że to, co wpływa, to jest często szajs, który nie powinien do Polski wpływać, ale było uspokajanie. Kołodziejczak próbuje to przeciąć. Oczywiście to nie zastępuje pewnej systematycznej kontroli, systemowego mechanizmu kontrolowania. Są od tego odpowiednie instytucje, ale może i trzeba tymi instytucjami potrząsnąć.