A przypomnienie fabuły jest tym bardziej potrzebne, że ostatni tom powstał w 2011 roku. Minęło zatem 14 długich lat. Cóż, Martin to nie jest fabryka książek à la Remigiusz Mróz. Gwoli usprawiedliwienia: każdy tom cyklu, który przyniósł amerykańskiemu pisarzowi światową sławę, wymaga stworzenia niemalże od zera nowych światów. Zawiera mnóstwo wątków i detali, a cała historia opowiadana jest z perspektywy wielu postaci – dodajmy bardzo rozbudowanych postaci. Tu nikt nie jest papierowy ani jednowymiarowy. Podobnie zresztą jak w ekranowej adaptacji sagi, czyli w wielkim serialowym hicie, znanym pod nazwą "Gry o Tron".
W "Tańcu Ze smokami" znajdujemy się cały czas w środku wydarzeń, których najważniejszym punktem jest bezwzględna walka o "Żelazny tron" wymyślonego królestwa Westeros. Przypomina ono bardzo realia naszego średniowiecza. Do tego dochodzi jednak spora szczypta magii, magicznych stworzeń, fikcyjnych języków, religii i pokręconej geografii.
Główni bohaterowie znani także z "Gry o Tron" to nadal przedstawiciele wielkich, zwaśnionych rodów: Lannisterowie, Starkowie, Baratheonowie, Martellowie czy Targaryenowie. Do tego dochodzą jednak dziesiątki drugo i trzecioplanowych postaci z krwi i kości, które w mistrzowski sposób wyczarowuje swoim piórem George R.R. Martin. Koło zamachowe fabuły jest stare jak świat: wielkie ambicje, wszechobecne zdrady, intrygi i karkołomne zwroty akcji, dla których autor nie waha się uśmiercać nawet głównych bohaterów sagi. Wszystko to plus unikatowy styl pisarski sprawiają, że grono miłośników twórczości Martina liczone jest dziś w setkach tysięcy osób.
Ich cierpliwość wystawiona jest jednak na ciężką próbę. Zarazem mamy jednak do czynienia z ciekawym eksperymentem. Kiedy bowiem autor utknął na dobre w procesie twórczym, jednocześnie zaczął powstawać serial na motywach sagi Martina. I błyskawicznie stał się kasowym bestsellerem i nowym fenomenem popkultury. Tak wielkim, że sam Martin zaangażował się przede wszystkim w pisanie właśnie serialowego scenariusza. W efekcie serial nie tylko przegonił fabularnie książkę, ale dobrnął do wielkiego finału tytułowej "Gry o Tron".
Na dodatek pisarz zaczął tworzyć inne opowieści, które w mniejszym lub większym stopniu nawiązywały tematycznie do "Pieśni Lodu i Ognia". A tymczasem "Wichry zimy" nadal nie doczekały się finalizacji.
Fanów twórczości Martina frapuje jednak nie tylko pytanie "kiedy?", ale także "jak".
Sporo poszlak wskazuje na to, że fabuła będzie inna niż jej serialowy odpowiednik. Świadczy o tym choćby powolne tempo prac nad dalszymi częściami "Pieśni", ale także dające się wyczuć pewne niezadowolenie Martina z telewizyjnego finału "Gry o Tron". Nie taki był chyba zamiar autora.
Sam pisarz co jakiś czas informuje, że "czyni postępy", ale daty ukończenia nadal nie podaje. Ostatnio natomiast przyznał, że na początku roku zmarł jego najlepszy przyjaciel, z którym przyjaźnił się od czasów liceum. Było to dla niego ciężkie przeżycie, które także wpłynęło na niewielkie postępy prac nad "Wichrami zimy". Cóż, pozostaje czekać. I trzymać kciuki za zdrowie 76-letniego już pisarza.