Lech Wilczek, co udowodnił przecież już przed tą publikacją, nie tylko miał wspaniałe oko do fotografii, ale także lekkie pióro. O życiu z Simoną i naturze, którą wspólnie kochali, opowiada tak pięknie, że zaczynam zastanawiać się czy to tekst jest dodatkiem do zdjęć, czy może odwrotnie.
Przyrodnik przytacza w jednym z fragmentów wspomnienie, w którym główną rolę gra kawka próbująca pogodzić zdenerwowanych i obrzucających się nieprzychylnym wzrokiem turystów, wzajemnie przepychających się w kolejce do autobusu. Ptak nadlatuje, siada na metalowym słupku i zaczyna głośne pogaduchy, których nie ucisza nawet rzucony mu kawałek kiełbasy. Ludzie poddani urokowi zwierzęcia patrzą na siebie jakby milej i po otwarciu drzwi zdobywają się nawet na życzliwość przepuszczenia się w drodze do miejsca siedzącego.
Sądzę jednak, że identycznie kojący wpływ ma samo zaczytywanie się we wspomnieniach autora i przyglądanie się niewiarygodnym wręcz ujęciom – bo czyż dzik szukający ukojenia w ramionach człowieka lub młode łosie podskakujące do szyi Simony w ogromnej nadziei na przytulenie nie brzmią jak wymysł bajkopisarza? Nawet czytanie o zwierzętach łagodzi obyczaje.
Dzieło Simony Kossak, wielkiej orędowniczki szacunku do wszystkich stworzeń, żyje dzięki jej dokonaniom naukowym, audycjom radiowym, ale kto wie czy nie w takiej samej mierze dzięki przyjaznemu usposobieniu i fotografiom, z których możemy ją poznać. Dziećmi jej i Lecha Wilczka, towarzysza życia, były sarny, dzik Żabka, kruk, sowa, psy, kury i rzesza pozostałych dwu - czy czteronożnych przyjaciół, które choć miały wolny wybór – w każdej chwili bez konsekwencji mogły wyprowadzić się do lasu – decydowały się mieszkać wśród ludzi w Dziedzince, słynnej willi w sercu Puszczy Białowieskiej.
Lech Wilczek mówi o Simonie, jaką znał. Nie zagłębia się w odmęty przeszłości, które nomen omen rzeczywiście mętne były. Życie w cieniu siostry naznaczyło dorastanie późniejszej pani profesor, ale ukształtowało ją także jako nieznoszącą kompromisów adwokat całego świata zwierząt, za którym stawała zawsze, kiedy tylko uważała rzecz za słuszną. Jej myśl wyprzedzała czasy, w których przyszło jej żyć, co nas czyni o tyle szczęśliwcami, że z Simony Kossak także i dziś śmiało możemy czerpać garściami.
Piękna była ta postać. Piękny był Lech Wilczek, jego opis życia z Simoną i jego zdjęcia. Piękna ciągle jest Puszcza Białowieska. I piękny jest ten album.