NA ANTENIE: DZIEŃ DOBRY WIELKOPOLSKO
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Współczujmy ofiarom a nie tym, którzy udają

Publikacja: 08.12.2020 g.12:36  Aktualizacja: 08.12.2020 g.12:40
Świat
Recenzja Macieja Mazurka.
szalenstwo tlumow murray - Okładka
Fot. Okładka

To, co dzieje się w świecie Zachodu, świecie narastających konfliktów budzi wielki lęk. Świat liberalnych demokracji przeżywa głęboki kryzys. W Europie ten kryzys w dużym stopniu generuje lewicowa obyczajowo elita, która świetnie ideologicznie obsługuje kapitalizm skoncentrowany na sferze usług. Wraz z poszerzeniem się oferty konsumpcyjnej poszerza się gama różnych ideologicznych eksperymentów takich jak gender i LGBT. Poszerza się lista wykluczonych przez opresyjny system społeczny, religię wyjąwszy Islam.    Towarzyszy temu spadająca jakość wykształcenia, która jest efektem jawnych dalekosiężnych negatywnych skutków dostępu wszystkich do internetu. Inwazja uformowanych przez internet nowych generacji budzi lęk, tych którzy są przywiązani do tradycyjnego kodu kulturowego. Są stale zaskakiwani gwałtowną inwazją zdziczenia. Nie będą przeżywać już takiego szoku, gdy uważnie przeczytają książkę Douglasa Murraya pt.: „Szaleństwo tłumów”. Douglas Murray to brytyjski pisarz, dziennikarz i komentator polityczny. Z przekonań, jak można wnosić po lekturze, jest raczej liberałem o konserwatywnej dyspozycji. Jest też autorem wydanej także w Polsce w 2017 książki pt.: „Przedziwna śmierć Europy. Imigracja, tożsamość, islam”. W rozdziale poświęconym wpływowi technologii na degradację umysłu, Murray przytacza historię, która wydarzyła się w stanie Ohio. Ta prawdziwa historia to metafora co stało się ze społeczeństwami zachodnimi, które same sobie narzuciły ideologię poprawności politycznej. Stały się - zdaniem Murraya - tłumem ogarniętym szaleństwem.

12 marca 1913 całe miasteczko Dam Broke rzuciło się do biegu. Zaczęło się od pogłoski o przerwaniu tamy. Koło południa ktoś nagle zerwał się do biegu. Być może ni stąd ni zowąd przypomniał sobie, że umówił się z żoną, na które to spotkanie był już bardzo spóźniony. Niebawem zaczął biec ktoś inny. Inny pan, znany w miasteczku człowiek interesu puścił się truchtem. W ciągu dziesięciu minut do biegu rzucili się wszyscy na głównej ulicy, od stacji kolejowej po gmach sądu. Głośny pomruk skrystalizował się w końcu w przerażające słowo „tama”. „Przerwało tamę”. Całe miasto popędziło na wschód i nikt ani przez chwilę nie pomyślał, że tama znajduje się tak daleko od miasteczka, że po jej przerwaniu na głównej ulicy nie pojawiłaby się nawet stróżka wody. Rzecz ciekawa, że po powrocie do domu nikt nie dowcipkował na temat tej zbiorowej ucieczki. Społeczność tę sytuację wyparła.                          

Nikt nie dowcipkował? Trudno się dziwić. To pewna zasada. Ludzie gnający w stadzie rzadko zastanawiają się, dlaczego biegną w danym kierunku. Szczególnie w sytuacji, gdy czerpią przy tym profity i jak diabeł święconej wody boją się ośmieszenia.       

W „Szaleństwie tłumów” Murray analizuje najbardziej konfliktogenne problemy naszych czasów takie jak seksualność, płeć, rasa i wpływ technologii czyli innymi słowy „przebodźcowanie” współczesnego człowieka. Intensywność tych bodźców pcha go w objęcia szaleństwa. Murray, starając się nie wpadać w kasandryczny ton, rysuje obraz współczesnego społeczeństwa Zachodu, które jest coraz bardziej podzielone. W jego obrębie toczą się wojny kulturowe w pracy, w szkołach, w domach w imię sprawiedliwości społecznej i polityki tożsamości. Zaciętość tych sporów pozwala  snuć przypuszczenia, że są to świeckie wojny religijne. Jest faktem, konstatuje Murray, że żyjemy w epoce ponowoczesnej po załamaniu się wielkich narracji, których źródło było religijne. Człowiek potrzebuje uzasadnienia dla swojego życia, zatem zbiorowości nie mogąc oprzeć się na pewnikach danych z góry (zasada autorytetu), wytwarzają własne uzasadnienia. A ponieważ transcendencja w epoce rewolucji cyfrowej to złudzenie, jej miejsce zastąpiła immanencja w sferze realnej. W miejsce narracji religijnej pojawiła się parareligijna narracja - imperatyw naprawienia rzeczywistych i domniemanych krzywd przeszłości, która jawi się odtąd jako koszmarny zbiór wszelkiego rodzaju niesprawiedliwości i nierówności, które trzeba ostatecznie zlikwidować. Wizualizacja tego procesu to na przykład całowanie przez białych policjantów czarnoskórych, których przepraszają za kolonialną przeszłość białego człowieka. Murray w swojej książce przytacza wiele takich idiotyzmów, które o zgrozo, przez uczestników są traktowane śmiertelnie poważnie. Ale nie dziwmy się. To są obrzędy para-religijne. Ten proces został ukazany i zanalizowany w świetnej książce Alana Brucknera pt.: „Tyrania skruchy”.         

Postępujące nierówności ekonomiczne, brak przyszłości dla młodego pokolenia i świadomość, że era nieograniczonego wzrostu gospodarczego skończyła się definitywnie, wytwarzają resentyment, którego już nie rozładowuje religia. I ta resentymentalna energia jest paliwem coraz bardziej ślepego buntu, świetnie współgrającego z siłą nowych form mediów społecznościowych i informacyjnych. Sytuacja zaczyna przypominać opisaną przez Hobbesa w Lewiatanie „wojnę wszystkich przeciw wszystkim”, stan przedpolityczny charakteryzujący się wewnątrzgatunkową agresją. Hierarchię celów coraz bardziej dzielącego się społeczeństwa, zdominowały już wąskie grupy interesów. Przybywa ofiar rzeczywistych i domniemanych, gdyż bycie ofiara takim świecie przynosi korzyści.     

Spajająca do lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia zbiorowości europejskie ponad etniczna idea narodu, została pozbawiona w świecie Zachodu znaczenia i „mocy terapeutycznej” jako obarczona odpowiedzialnością za stworzenie „faszystowskiej tradycji”, co jest gigantyczną manipulacją wykreowaną przez dominujące lewicowe i liberalne elity, twórczo korzystające ze zdobyczy marksizmu-leninizmu. Coraz częściej jest to już otwarte przyznanie się do takiego właśnie dziedzictwa. A ponieważ nie ma już ciemiężonego proletariatu mobilizuje się wykluczonych, upośledzonych społecznie. Kreuje się także takie grupy na potrzeby mobilizacji politycznej. Ruch równości społecznej, czyli nowy neokomunizm niesie z sobą sugestię, że po likwidacji nierówności zapanuje epoka powszechnego braterstwa. Ludzie jednak będą – stwierdza Murray – zachowywać się mniej więcej tak samo jak przez całe dzieje, ulegając tym samym skłonnościom: zawiści, egoizmowi, rządzy władzy, dominacji. Żadnego powszechnego braterstwa nie będzie. Powstanie nowa hierarchia władzy, która będzie wymagać od poddanych ustawowego całowania czarnoskórych jako zadośćuczynienie za kolonialną przemoc. Na tym łez padole wszystko jest możliwe.           

Tymczasem nowoczesny ruch sprawiedliwości i równości domaga się specjalnego traktowania jako zadośćuczynienie za opresję. Jak onegdaj prześladowana klasa robotnicza powstaje z kolan prowadzony przez zawodowych aktywistów-rewolucjonistów. Bycie ofiarą stało się czymś pozytywnym. U źródła tego zjawiska zauważa Murray - leży błędny osąd, że ludzie uciskani albo podający się za takich są pod jakimś względem lepsi od innych, że z przynależności do takiej grupy wynika jakaś przyzwoitość, czystość bądź dobrość. A stąd specjalne traktowanie i przywileje. Tymczasem cierpienie samo w sobie i samoczynnie nie czyni nikogo lepszym. Geje, kobiety, feministki, czarnoskórzy, transseksualiści mogą być tak samo nieuczciwymi kłamcami i gburami jak każdy inny. I ta świadomość jest bardzo pomocna w oporze przeciw tłumowi, który chce z nas zrobić szaleńców upajających się własną dobrocią o słodyczy cukrowej waty. 

Douglas Murray: „Szaleństwo tłumów”, Wydawnictwo ZYSK I S-KA, 2020                                                        

https://radiopoznan.fm/n/37H8Bd
KOMENTARZE 0