Po ponad dwóch latach procesu poznański sąd nie znalazł dowodów winy oskarżonego. O uniewinnienie wniósł obrońca Adama Z. Od początku procesu powtarzał, że jego klient nie zabił Ewy Tylman. Prokurator domagała się 15 lat więzienia, rodzina Ewy dożywocia.
Proces nie dał jednak odpowiedzi na pytanie, co stało się z Ewą Tylman. Sąd z braku dowodów całkowicie odrzucił wersję prokuratury, że to Adam Z. zabił 26-latkę. Według sądu nie jest możliwe, by w ciągu pięciu minut zaciągnął nieprzytomną dziewczynę nad brzeg Warty i wrzucił do rzeki. Eksperyment procesowy pokazał, że pozorant potrzebował na to co najmniej dwóch minut więcej.
- Oskarżony z kamer miejskiego monitoringu zniknął na nieco ponad pięć minut. Nie miał czasu ani sposobności, by w czasie pięciu minut i 8 sekund dokonać zabójstwa Ewy Tylman w sposób opisany w akcie oskarżenia. Pozorant numer dwa pokonał wyznaczoną trasę najszybciej - w sześć minut i 56 sekund, a więc niemal o 30 procent dłużej niż miał ją pokonać oskarżony według opisu z aktu oskarżenia - mówiła sędzia Magdalena Grzybek.
Sąd nie znalazł także motywu zabójstwa, nie uwierzył w wersję prokuratury, że drobna sprzeczka między oskarżonym a Ewą mogła doprowadzić do tak dramatycznych wydarzeń. Sąd nie znalazł także dowodów, by skazać Adama Z. za nieudzielenie pomocy, bo w sprawie nie jest nawet pewne, by kobieta takiej pomocy potrzebowała.
Ogłoszeniu wyroku towarzyły ogromne emocje. Ojciec Ewy Tylman po wyroku wstał i zażądał, by oskarżony powiedział, co wydarzyło się w listopadzie 2015-ego roku na Wartą w Poznaniu. - Masz ostatnią szansę - krzyczał do oskarżonego. Sąd wyprosił go z sali.
Później już na sądowym korytarzu Andrzej Tylman skomentował wyrok. - Tu jest większy klosz nad przestępstwem niż nad nami. Co my mamy teraz zrobić? Nie uwierzę w to, że ona sama wpadła do wody. Co sąd zrobił z nami? Przez dwa lata przyjeżdżaliśmy tutaj i żeby teraz usłyszeć to... To jest porażka tego wymiaru. Nie ma sprawiedliwości w Polsce. Nie ma dziecka, a uniewinnia się tego, który z nią szedł i prowadził ją na szafot - mówił dziennikarzom Andrzej Tylman.
Prokurator Magdalena Mazur-Prus nie zgadza się z opinią, że ten wyrok to porażka prokuratury. - Pan Tylman jest osobą pokrzywdzoną. Stracił córkę. Nikt z nas nie jest sobie w stanie wyobrazić przez co ta osoba musiała przejść i w związku z tym kompletnie nie na miejscu jest komentowanie wypowiedzi pana Tylmana czy jego zachowania i tego robić nie będę. Jeżeli chodzi o materiał dowodowy, my go oceniamy zupełnie odmiennie niż sąd. Sąd dokonuje swobodnej oceny. Sąd jest od tego, żeby zbadać wszystkie okoliczności, a prokuratura jest od tego, by odnieść się do argumentów, które sąd wyszczególni w uzasadnieniu wyroku. Od tego wyroku będziemy składali apelację - zaznaczyła prokurator.
Obrońcy Adama Z. nie chcieli po wyroku rozmawiać z dziennikarzami. Oskarżony był na ogłoszeniu wyroku. Po zatrzymaniu 14 miesięcy spędził w areszcie. Teraz odpowiadał już z wolnej stopy. Środowy wyrok oznacza, że zostaje na wolności.
Był pijany, ale jeżeli to zrobił i tak jego sumienie będzie mu to wytykać. A gdyby był niewinny? To sporo przeszedł.