Burmistrz Piotr Michalak chce w ten sposób zmusić CIS do większej inicjatywy w pozyskiwaniu środków z rynku pracy.
"Centrum to nie tylko praca" - mówią podopieczni.
Mam pomoc pani psycholog, mam pomoc doradztwa zawodowego, mam pomoc nauczyć się szyć. Byłam zamknięta w domu przez parę lat, sama z dziećmi, już prawie popadałam w depresję, nie mogłam pracy znaleźć. Tutaj wychodzę na ludzi
- podkreśla inna podpieczna.
Zdaniem prezesa Fundacji Nadzieja Macieja Adamskiego, nie da się poprowadzić takiego centrum za proponowane przez miasto pieniądze.
Oczywiście utrzymanie CIS-u w takim kształcie nie będzie możliwe. Pytanie, czy w ogóle będzie możliwe utrzymanie CIS-u.
Podopieczni się nie poddają. Nie wykluczają protestu i są gotowi na zmiany.
Będzie mniej kursów, mniej będzie zajęć, będzie trzeba zrezygnować z zajęć. Możemy mieć więcej godzin pracy, my się na to godzimy. Niech nam burmistrz da więcej pracy, my to odpracujemy
- zaznaczają.
Szamotulskie Centrum Integracji Społecznej pomaga wyjść na prostą 22 osobom, zagrożonym wykluczeniem na rynku pracy. To ludzie uzależnieni, w kryzysie bezdomności, długotrwale bezrobotni, ale także niepełnosprawni.
Centra mogą być jednostkami budżetowymi gmin, samorządowymi zakładami budżetowymi lub być prowadzone przez organizacje pozarządowe, wyłonione w konkursie. Tak jest w Szamotułach.
W grudniu ma się odbyć konkurs na poprowadzenie CIS za 200 tys. złotych rocznie.