Opisywana sytuacja miała miejsce miesiąc temu. Do kościoła przy ulicy Strzeleckiej poszedł ojciec z dzieckiem. 3,5 letni chłopiec stanął na klęczniku w ławce, a potem zsunął się z niego i skaleczył szyję o haczyk, który służy do wieszania torebek, czy parasoli uczestników nabożeństwa. Ojciec przyznaje, że widział haczyk i zwracał synowi na niego uwagę.
Po wypadku zawiózł dziecko do szpitala im. Krysiewicza, gdzie ranę zszyto. Radio Poznań uzyskało w szpitalu komplet informacji w tej sprawie. Niestety, po interwencji rodziców w dyrekcji placówki, jej rzecznik wycofała wypowiedź. Z artykułu w Gazecie Wyborczej wynika, że po zszyciu rana źle się goiła. Doszło zakażenia gronkowcem - lekarze wykluczyli zakażenie szpitalne, bakteria była na haczyku, albo na skórze dziecka. Chłopiec był i jest w dobrym stanie - jutro będzie miał zdjęte szwy.
Rodzice mówią, że chcą nagłośnić sprawę, bo "starych kościołów jest mnóstwo i taka sytuacja może się powtórzyć". Przyznają także, że rozważają żądanie odszkodowania w związku z tym, że matka chłopca - jak mówi - musiała zrezygnować z "wyjazdu na konferencję do Londynu", a także tym, że w szpitalu "musieli spać na karimatach".
Proboszcz parafii pod wezwaniem Bożego Ciała w Poznaniu o sprawie dowiaduje się z mediów. Ksiądz Henryk Nowak nigdy z sytuacją, by haczyki spowodowały uszczerbek na zdrowiu, bądź zniszczyły na przykład garderobę, się nie zetknął.
Nic nie wiedziałem wcześniej. Dopiero wczoraj, gdy pani z Gazety Wyborczej zwróciła się do mnie, dowiedziałem się, że takie zdarzenie miało miejsce. Jestem księdzem ponad 40 lat, bywałem w różnych kościołach, tego typu zdarzenia nigdy nie miałem, na takie zdarzenie nigdy nie natrafiłem.
Ksiądz podejmie ewentualne działania, gdy ktokolwiek się do niego w tej sprawie zwróci. Zaznacza, że parafia jest ubezpieczona od następstw nieszczęśliwych wypadków.