Sam zabieg trwał około dwóch godzin. Wystarczyło czterocentymetrowe nacięcie, by wyciąć guz i węzły chłonne z pachy - mówi chirurg onkolog dr Mateusz Wichtowski..
Pacjentka już wyszła do domu. Czuje się dobrze. Wygląda bardzo dobrze ta pierś i to też jest duża przewaga tej techniki, czyli to, że ta cała trauma związana z zabiegiem, trauma tkanek, dotyczy tak naprawdę takiego małego obszaru, czyli cięcie jest bardzo małe, co przekłada się potem na ukrwienie tych całych płatów skórnych, które pozostają
- wyjaśnia dr Wichtowski.
Pierwszy zabieg lekarze wykonali u 53-letniej pacjentki z Wielkopolski. Kolejne chore już czekają.
Lekarze podczas zabiegu używają urządzenia podobnego do laparoskopu. Po wprowadzeniu go do piersi, na ekranie widzą całe wnętrze i na tej postawie mogą wyciąć zmianę. Przez to nacięcie mogą też zrekonstruować pierś.
Ten mało inwazyjny zabieg, który jest jedną z technik operowania pacjentek z rakiem piersi, oznacza szybszy powrót do pełnej sprawności. Jest po nim mniej powikłań. Ważny jest też efekt kosmetyczny. Pacjentka nie ma szpecącej blizny i po operacji - dzięki implantowi - budzi się z piersią.
Tego rodzaju operacje wykonuje zaledwie kilka ośrodków w Polsce, na świecie - głównie lekarze w Azji.