- W miejscach, gdzie można było jechać 40 lub 60km/h jechał 120 albo nawet więcej - mówił sędzia Jacek Tylewicz. W listopadzie ubiegłego roku na poznańskim Strzeszynku "Frog" jechał pod prąd, kierowcy musieli zjeżdżać na pobocze i chodnik, by uniknąć zderzenia. Wszystko nagrał i opublikował w internecie. - W ciągu kilku minut kierowca popełnił 28 wykroczeń drogowych. Było to skrajnie nieodpowiedzialne i była to skrajna głupota - dodał sędzia Tylewicz.
Wyrok nie jest prawomocny.
Pseudonim "Poznański Frog" to odniesienie do podobnego, głośnego przypadku kierowcy-pirata drogowego ze stolicy.