Wszystko za sprawą proboszcza, Andrzeja Jaczewskiego, który regularnie jeździ do ogarniętej wojną Ukrainy, wioząc w jedną stronę pomoc materialną, a w drodze powrotnej zabierając uchodźców.
Po Świętach Wielkanocnych proboszcz wybiera się na Ukrainę po raz 9. Tym razem w okolice Buczy. Pomoc z Kowalewa dociera tam, gdzie nie trafiają inne transporty.
Wiemy o potrzebach dużych miast, żołnierzy na froncie, tymczasem wiele małych miejscowości, czy osad również cierpi na skutek rosyjskiej inwazji
- tlumaczy ksiądz Jaczewski.
Jedziemy do miejscowości Borażdanka, 10 km od Buczy. Dzisiaj, kiedy ta Bucza została odkryta, każdy o niej mówi, stała się jakby magnesem. Nas przyciąga cierpienie ludzi, którzy są w Borażdance, w innych mniejszych miejscowościach, gdzie wielkie transporty humanitarne nie trafiają. Chcemy pomóc tym, którzy proszą nas o konkretną pomoc. Na ukraińskiej prowincji potrzebne są artykuły dla dzieci - odżywki i środki higieny, pakując paczki dla dzieci dokładamy też coś dla ich matek
- opowiada proboszcz.
Nie zapominamy też o walczących tam mężczyznach - żołnierzom najbardziej potrzebne są konserwy - dodaje. Nie psują się, nie trzeba ich gotować - otwierają i jedzą - mówi kapłan, który we wtorek lub środę siądzie za kierownicę busa i ruszy w kolejną podróż.