"Mieszkańcy o ich wycince dowiedzieli się już po fakcie, ksiądz cały czas ukrywał swoje plany" - tłumaczy sołtys Gieczynka Paweł Aftarczuk.
Był dzień wcześniej u mnie w domu na wizycie duszpasterskiej i nawet nie powiedział, że ma zamiar usunąć te dęby. Nic w tym kontekście nie padło. Dlatego jesteśmy bardzo zbulwersowani jego zachowaniem, bo to nie było księdza. Te drzewa były nasze, przecież to my je przez lata pielęgnowaliśmy
- mówi sołtys.
Ksiądz już po wycince powiedział mieszkańcom, że miał wszystkie pozwolenia. "Urzędnicy z gminy Wieleń temu zaprzeczają, bo choć było prowadzone w tej sprawie postępowanie, to duchowny nie poczekał na jego zakończenie" - tłumaczy Magdalena Waśko, kierownik referatu Ochrony Środowiska w Urzędzie Miejskim w Wieleniu.
Na etapie postępowania była przeprowadzona wizja terenowa. W związku z tym, że pojawiły się wątpliwości, na 15 lutego została wyznaczona kolejna wizja terenowa. Jednak zadziało się to, co widzimy. Przed zakończeniem procedury drzewa zostały wycięte
- mówi Magdalena Waśko.
Proboszcz parafii w Dzierżążnie Wielkim ks. Tomasz Styczeń nie poczuwa się do winy i twierdzi, że został wprowadzony w błąd przez urzędników. Chciał bowiem przywrócić teren, na którym stały drzewa do użytkowania rolniczego. Co upoważnia go do wycinki bez zezwolenia. Urzędnicy odpowiadają jednak, że duchowny sam zgłosił się do urzędu i zgodnie z prawem musiał poczekać na zakończenie postępowania. Za nielegalne wycięcie drzew grozi mu kara finansowa. Mowa nawet o kilkudziesięciu tysiącach złotych.